Page 89 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana. "Żółta gwiazda i czerwony krzyż" Arnold Mostowicz
P. 89
Wypadało wierzyć rodzinie, że zmarły nie zginął śmiercią gwałtowną, że go
nie zamordowano, że nie grzebie go się żywcem... Ryzyko pojawiało się wów-
czas, gdy zachodziło podejrzenie o jakąś uprzednio niezgłoszoną chorobę
zakaźną. W wypadku duru plamistego obowiązywała bowiem kwarantanna
połączona z dezynsekcją. Ostatecznie jednak prawie wszyscy podejrzani
o choroby zakaźne umieszczani byli w szpitalu. Jak na koszmarne warunki
sanitarne panujące w getcie, wypadków tego rodzaju chorób było stosun-
kowo niewiele. Niezwykle gwałtowną epidemię czerwonki w pierwszym roku
getta – zapadło na nią prawie dwadzieścia pięć procent ludności – w dość
krótkim czasie opanowano, co było zdumiewającym wyczynem. Graniczył
prawie z cudem fakt, że choroby zakaźne nie dziesiątkowały ludności getta;
w jakiejś mierze było to zasługą gettowej służby zdrowia.
...Po raz trzeci czy czwarty wwiercił mu się w mózg ostry dźwięk dzwonka.
Przykrył się kołdrą przez głowę, jakby to pomogło wrócić do przerwanego
czyjąś ranną wizytą snu. W kościach, a przede wszystkim pod powiekami,
odczuwał jeszcze zmęczenie po nocnym dyżurze w pogotowiu... Żona wyszła
do korytarza i po chwili wróciła.
– To do ciebie. Znowu ta mała od Gutmanów.
– Z kartą zgonu? – Żona kiwnęła potakująco głową. – Poproś ją,
by zaczekała. Tylko się ubiorę...
...Podobnie jak dwaj inni lekarze sanitarni, wypisywał karty zgonu od ręki.
Przynajmniej w ten sposób zaoszczędzić można było załatwiającym
ostatnie gettowe sprawy zmarłego dodatkowych kłopotów. Początkowo
nazwiska, które wpisywał do kart, niczego mu nie mówiły. Typowe żydow-
skie nazwiska ...bergów, ...sohnów, ...blattów, ...blumów, których z nikim,
z żadną ze znanych sobie postaci nie kojarzył. Po pewnym jednak czasie
zaczęły pojawiać się nazwiska osób znajomych – kolegów czy przyja-
ciół – z poprzedniego, normalnego życia. Dziwnym trafem w ciągu kilku
miesięcy podpisał karty zgonu trzem swoim kolegom, z którymi stawiał
pierwsze kroki w szkole i z którymi zdawał maturę. Nie był jeszcze w tym
czasie tak zobojętniały, tak spoufalony ze śmiercią, by nie podumać chwilę
nad gwałtem zadanym losom ludzkim przez tę wojnę. Próbował sobie nawet
wyperswadować, że to ostatecznie obojętne, czy ktoś w wieku dwudzie-
stu pięciu lat, a więc właściwie u progu życia, kończy je w fortach Verdun,
87
Mostowicz_zgck_-010214_.indd 87 14-01-31 14:37