Page 60 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana. "Żółta gwiazda i czerwony krzyż" Arnold Mostowicz
P. 60
tok myśli, fakt ten upewniał Żydów, że Niemcy, przynajmniej na razie,
nie zamierzają getta likwidować. Druga przyczyna była może bardziej
zrozumiała. Nadchodzące do getta wieści, w jakich warunkach żyli
Cyganie (wieści nieoddające zresztą przerażającej prawdy), poprawiały
samopoczucie zamkniętych w getcie. Oto nie oni znajdują się na dnie.
Na dnie poniżenia, nędzy, głodu. Nie było w getcie współczucia dla
Cyganów, jak najprawdopodobniej nie było wśród Cyganów współczu-
cia dla Żydów. Oprawca pozwalał ofiarom przyglądać się sobie nawza-
jem, ale trzeba pamiętać, że nigdy nie było między Żydami a Cyganami
jakiejś sympatii czy poczucia wspólnego losu. Obydwie grupy uważane
były przez otaczające je społeczeństwo chrześcijańsko-katolickie za co
najmniej obce, jeśli nie wrogie. A doświadczenie uczy, że w podobnych
wypadkach nie ma mowy o solidarności. Wytwarza się raczej coś w rodzaju
współzawodnictwa o gest życzliwości, o jałmużnę dobrego słowa.
Warunki, w jakich w getcie żyli Żydzi, były straszne. Ale co powiedzieć
o obozie Cyganów? W tych trzech czy czterech kamienicach mogło
się znajdować nie więcej jak sto dwadzieścia, sto pięćdziesiąt niewiel-
kich izb. A izby te pomieścić musiały kilka tysięcy ludzi. Pomieścić?
Przecież tutaj ci ludzie mieszkali, jedli, chorowali… Większość Cyganów
nie ruszała się prawdopodobnie ze swoich legowisk. Zauważyłem, że
leżący w porozkładanych betach w ogóle nie zareagowali na sensację,
jaką stanowiło przybycie Jansena. Trochę zamieszania i strachu wzbu-
dzał najwyżej jego wilczur. Na szczęście nie rzucał się on na ludzi, wzorem
innych przedstawicieli swojej rasy, wykształconych przez hitlerowców.
Wprost przeciwnie, łasił się, tarzał w rozwalonej na podłodze pościeli:
widać było, że to sprawiało mu specjalną przyjemność.
Wszystko zapisało się bardzo wyraziście w mojej pamięci, aczkolwiek
obserwacja trwała chyba nie dłużej niż kilka minut. Szybko bowiem
przywołał mnie do porządku Jansen, dając do zrozumienia, że nie
wolno mi się oddalać od niego na krok. Tak się zresztą zdenerwował moją
niesubordynacją, że porzucił z miejsca dobre maniery i zdzielił szpicrutą
szefa służby porządkowej obozu, z którym dotychczas spokojnie rozmawiał.
Być może chciał pokazać, że nie będzie dla mnie łaskawszy…
Weszliśmy razem do niewielkiego piętrowego domku na prawo od głównej
58
Mostowicz_zgck_-010214_.indd 58 14-01-31 14:37