Page 54 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana. "Żółta gwiazda i czerwony krzyż" Arnold Mostowicz
P. 54

wprawy strzelić sobie w Żyda . Sprawozdania pogotowia wiele mogłyby na
                                         26
                  ten temat powiedzieć. Czasem zresztą jakiś mieszkaniec getta sam podcho-
                  dził do SS-mana, prosząc o zbawienną kulę, chociaż przyznać trzeba, że jak
                  na warunki życia za drutami, podobnych wypadków było stosunkowo mało .
                                                                         27
                    Pod koniec listopada pole za szpitalem tonęło w błocie. Nie pomagały
                  żadne karkołomne próby omijania tych brudnych rozlewisk, błoto trzeba
                  było później długo zdrapywać z butów i spodni. Właśnie zajęty byłem
                  w pokoju lekarskim tą codzienną czynnością i szykowałem się do
                  obchodu, gdy bez pukania wbiegła do gabinetu jedna z pielęgniarek.
                  Tak się tylko mówi: „jedna z pielęgniarek”. Była to najprzystojniejsza pie-
                  lęgniarka szpitala, która mimo niepewnych czasów nie starała się nadro-
                  bić utraconych możliwości. Wdzięki swe rozdawała niezwykle oszczędnie.
                  Zdyszanym głosem powiadomiła mnie, bym natychmiast, ale to jak naj-
                  szybciej zameldował się u szefów. Była wyraźnie przestraszona. Dało mi
                  to do zrozumienia, że sprawa jest poważna.
                    W getcie było o każdej porze dnia i nocy dość przyczyn do paniki.
                  W szpitalu dla zakaźnie chorych – jeszcze więcej. Nie doprowadziwszy
                  więc ani butów, ani spodni do przyzwoitego stanu, po drodze narzuca-
                  jąc na siebie biały fartuch, wbiegłem na drugie piętro, gdzie znajdował
                  się gabinet dyrektora szpitala. Drzwi były na wpół uchylone, więc nie
                  pukając wpadłem do środka i stanąłem jak wryty. Na kanapce po prawej
                  stronie leżał dr Sz., dyrektor szpitala, a na drugiej, po lewej stronie – mój
                  ordynator, dr W. Obok każdego z nich stała zafrasowana pielęgniarka,
                  a dyrektorowi szpitala lekarz miejscowy kończył właśnie robienie jakiegoś
                  zastrzyku. Ponadto w pokoju strasznie cuchnęło. Gdy kolega mój skończył
                  robienie zastrzyku, dr Sz., zauważywszy mnie, uniósł się nieco na łokciu,
                  spojrzał na mnie żałośnie i akcentując każde słowo powiedział:
                     – Zameldujecie się, kolego, natychmiast w Kripo…
                    Nie zareagowałem, trochę jakby ogłuszony tym poleceniem.


                  26   Przypadki użycia broni palnej przez wartowników były bardzo częste. Za uniemożliwienie ucieczki,
                    choć w wielu przypadkach było to jedynie zbyt bliskie podejście do granic getta, wartownicy
                    nagradzani byli pochwałą w rozkazie i dniem wolnym od służby.
                  27   W języku getta krok taki nazywano „pójściem na druty”, z kolei oddawany przez wartownika strzał –
                    strzałem łaski (Gnadeschuss).
                  52






         Mostowicz_zgck_-010214_.indd   52                                   14-01-31   14:37
   49   50   51   52   53   54   55   56   57   58   59