Page 272 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana. "Żółta gwiazda i czerwony krzyż" Arnold Mostowicz
P. 272

do gazu...
                    A gdyby byli ostatnimi? Czy coś by się zmieniło? Wyrok na jego
                  najbliższych został wydany, kiedy Hitler tworzył swoją ideologię i kiedy
                  zdobywał władzę.
                    Wówczas gdy się spotkali w Brzezince, S. nie miał odwagi podnieść
                  głowy. Udawał, że go nie widzi. Wstydził się? Nie chciał spoglądać na ten
                  przeklęty czarny dym? Był uosobieniem klęski. Hiob siedzący na ziemi
                  między barakami Brzezinki. Poruszał tylko ustami, jakby mówił do siebie.
                  Co za słowa przychodziły mu do głowy?... Isz chaja b’erec Hus... Żył mąż
                  w ziemi Hus... Hiob...
                    A teraz to spotkanie w Erlenbusch. Tylko że tym razem z innym już
                  zupełnie człowiekiem. Prawdę powiedziawszy, wtedy w Brzezince nie
                  wierzył, by S., w tym stanie, w jakim się znajdował, mógł przeżyć reżim
                  obozowy. Okazało się, że przeżył. Wytrzymał i jakby złapał drugi oddech.
                  Uśmiechnięty, wręcz wesoły, przy każdej okazji dowcipkował. Nie był
                  wymizerowany, a może nawet nieco przytył... O prostracji czy o poczuciu
                  klęski, przynajmniej na pierwszy rzut oka, nie mogło być mowy. Wprost
                  przeciwnie. Wydawało się, że wewnętrznie się uzbroił na przeciwności
                  i niedostatki życia obozowego. Pracował w kuchni. Wszystkim się inte-
                  resował. O wszystkim wiedział. Żadne sprawy obozu w Erlenbusch nie
                  stanowiły dla niego tajemnicy... To właśnie on udzielił nowo przybyłym
                  pierwszych wiadomości o tym, gdzie będą pracować, jak się zachowują
                  tutejsi esesmani i co myślą o zbliżającym się końcu wojny... Wyglądało
                  na to, choć mogło to być i złudzeniem, że S. w nowym otoczeniu zrzucił
                  z siebie ciężar doświadczeń sprzed paru miesięcy. Zapomniał albo zrobił
                  wszystko, by inni sądzili, że zapomniał...
                    …Kącikiem oka zauważył, że Kohn wgramolił się z powrotem do rowu.
                  Był półnagi – spodnie pozostawił na brzegu wykopu – tym bardziej skazany
                  na złośliwości esesmańskie i chłód kwietniowego popołudnia.
                    To chyba będzie pierwszy, który wykończy się w nowym obozie –
                  pomyślał bez specjalnego rozczulenia. Czułostkowość należała do uczuć
                  stanowiących w obozie mało dostępny luksus. Chociaż z drugiej strony
                  szkoda umierać, kiedy wojna się kończy. Jeśli już się nad kimś litował,
                  to przede wszystkim nad sobą samym. Był coraz słabszy. Nie opuszczała

                  270






         Mostowicz_zgck_-010214_.indd   270                                  14-01-31   14:38
   267   268   269   270   271   272   273   274   275   276   277