Page 248 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana. "Żółta gwiazda i czerwony krzyż" Arnold Mostowicz
P. 248
Ale odwszenie pomieszczeń wewnątrz kwarantanny bez odwszenia
chorych z góry skazane było na niepowodzenie. W każdym razie grupa
esesmanów – specjalistów widać w tym fachu, niewykluczone wcale,
że z kompanii, które w swoim czasie obsługiwały obozy w Treblince,
Chełmnie czy Oświęcimiu – zmieniwszy z konieczności profil swojej dzia-
łalności, przy pomocy tego samego cyklonu rozpoczęła walkę z wszami.
Wymagało to oczywiście przesunięcia, na czas dezynsekcji, chorych
z jednej celi do drugiej.
To była pierwsza komplikacja. Druga była znacznie poważniejsza.
Zdradliwa wesz znalazła dostęp do jego ciała i on z kolei zachorował.
Nie ulegało wątpliwości, że był to dur plamisty. Cały więc ciężar kierowa-
nia sprawami kwarantanny spadł na barki Emila.
Trzecia komplikacja okazała się najgroźniejsza w skutkach. Po zakoń-
czeniu dezynsekcji, w najostrzejszej fazie jego choroby, obóz w Cieplicach
odwiedziła wysoka komisja dowództwa SS. To wydarzenie znał już tylko
z relacji Emila, który później opisywał je w najdramatyczniejszej formie.
Ponurej pikanterii temu wydarzeniu dodawał fakt, że na czele tej komisji
stał sam doktor Mengele...
Był początek marca tysiąc dziewięćset czterdziestego piątego roku.
Dziś wiemy, że było to na dwa miesiące przed zakończeniem wojny,
ale i wówczas nikt już nie miał wątpliwości, jaki będzie jej finał. I oto
komisja SS odwiedza, gdzieś na Dolnym Śląsku, maleńki obóz, w którym
zaobserwowano jakąś epidemię. Wizytuje go z całą powagą, jak gdyby
wszystkie inne sprawy Trzeciej Rzeszy funkcjonowały bez zakłóceń.
W każdym razie, jak relacjonował mu Emil, Mengele w otoczeniu
kilku oficerów SS wjechał z całą pompą do obozu, wjechał przez tę
bramę właśnie, która znajdowała się na wprost miejsca, gdzie teraz stał.
Oprowadzał go po szpitalu oczywiście Emil. Wszystko odbywało się kul-
turalnie i elegancko, jak to między dżentelmenami, gdy oto przy wej-
ściu do sali kilka dni wcześniej dezynsekowanej, a teraz wietrzonej –
katastrofa! I to jaka! Zza drzwi wypadają w stanie daleko posuniętego
rozpadu jakieś zwłoki. Zapomnieli o nich, likwidując w początkach jego
choroby wszystkie tego rodzaju schowki. No i trup dosłownie zwalił się
na tego, który uchylał drzwi wiodące do sali...
246
Mostowicz_zgck_-010214_.indd 246 14-01-31 14:38