Page 222 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana. "Żółta gwiazda i czerwony krzyż" Arnold Mostowicz
P. 222

– Niemcy do tego zmuszają?
                    – Zmuszają? Wcale nie zmuszają. Zaraz sam zobaczysz – więzień spoj-
                  rzał na niego przeciągłym wzrokiem. – Żydzi grają przeciwko Niemcom...
                    Odpowiedź była tak zdumiewająca, że oniemiał. Jego rozmówca gdzieś
                  się ulotnił, a on przysunął się bliżej sznurów i z coraz większym zacie-
                  kawieniem przyglądał się przygotowaniom, które zamieniły środek placu
                  na autentyczne boisko piłkarskie. Bramki ustawiono przy pomocy wbitych
                  w ziemię haków. Wewnątrz boiska kończono rysowanie pozostałych linii
                  pola karnego oraz linii autowych.
                    Tymczasem ze wszystkich baraków zaczęli schodzić się widzo-
                  wie – ożywiony tłumek migający biało-niebieskimi, wyblakłymi pasami.
                  Wreszcie przygotowania się skończyły i na boisko wbiegły – tak, wbiegły!
                  – dwie drużyny. Więźniowie w pasiakach, ale nie w drewniakach, jakie
                  nosili na co dzień, lecz w  butach ze skóry, które otrzymali widać na czas
                  meczu. Nogawki spodni przewiązali sznurkami i wcisnęli je do butów.
                  Esesmani – w białych podkoszulkach, zielonych bryczesach ze zwykłych
                  mundurów. Policzył szybko: każda drużyna składała się z ośmiu zawod-
                  ników. Po chwili pojawił się sędzia. Ten nie zrzucił z siebie munduru.
                  Był to sam Oberscharführer Handtke czy Hanke – wśród załogi obozu
                  najwyższy rangą oficer. Po krótkim treningu kapitanowie obydwu drużyn
                  podali sobie ręce... Rzeczywiście podali sobie ręce! Gwizdek sędziego
                  rozpoczął mecz.
                    To, co się teraz zaczęło dziać wewnątrz otoczonego sznurami prostokąta
                  boiska i na zewnątrz, wśród widzów, było spektaklem zarówno surrealistycz-
                  nym, jak i tragikomicznym. Drużyna więźniów składała się z Żydów węgier-
                  skich. Znalazł się w niej, jak mu to później powiedziano, jeden tylko Żyd
                  z Polski, jakiś będzinianin. Ci zagłodzeni, wymęczeni, bici i niewyspani więź-
                  niowie, którym największy optymista nie przepowiedziałby więcej jak kilka
                  miesięcy życia, wręcz żwawo poruszali się na boisku. Rzucało się w oczy, że
                  wielu z nich to piłkarze doświadczeni, którzy wiedzieli, co to jest piłka nożna.
                  Nie tylko grali ofiarnie, ale rozporządzali wcale nie najgorszą techniką. Dzięki
                  tej technice poruszali się oszczędnie i skutecznie. Gdy esesmani, ugania-
                  jąc się za piłką, biegli z jednego końca boiska na drugie, więźniowie kilkoma
                  krótkimi podaniami zdobywali teren, wydatkując z rozwagą swoje siły.

                  220






         Mostowicz_zgck_-010214_.indd   220                                  14-01-31   14:38
   217   218   219   220   221   222   223   224   225   226   227