Page 173 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana. "Żółta gwiazda i czerwony krzyż" Arnold Mostowicz
P. 173
dlatego, że najpóźniej się zgłosiłem na wezwanie). «Gdzie masz złoto
i dolary?». «Nie mam niczego». Uderzenie pięścią w twarz. «Przyznaj
się!». «Nic nie mam». «No to zaraz się przekonamy...». Miałem rozbitą
wargę i przygotowany byłem na najgorsze. Okazało się, że maszyną do
szukania złota i dolarów jest mój oprawca. Na początku kazał mi szeroko
otworzyć usta i sprawdził, czy nie mam tam kopalni złota. Potem zaglądał
mi do uszu. Potem kazał mi spuścić spodnie i dokładnie, własnoręcznie
sprawdził zawartość mego odbytu. Z wysokości pieca świeciłem moją
wychudzoną golizną, czując na sobie wzrok tysiąca nieszczęśników,
w którym nie było współczucia, ale raczej nadzieja, że może w mojej
dupie znajdzie się coś, co zaspokoi Niemców. Nic takiego nie znaleziono.
Innych lekarzy już nie badano. Kiedy wracaliśmy na kamienną podłogę,
jeden z nich szepnął mi do ucha: «Widzisz, jaką mają tu o nas dobrą
opinię...».
Po tym spotkaniu, z moją rolą na pierwszym planie, rozlokowano nas
w różnych barakach obozu, który był największy na świecie, z czego
powinniśmy byli wszyscy być, jak nam dano do zrozumienia, dumni.
Rozpoczęły się zwykłe dni Brzezinki, od apelu do apelu, od rozdziału
chleba do rozdziału chleba, od jednej ucieczki przed łapaniem do pracy
do drugiej. Był to okres czekania. Staliśmy się dla SS dochodowym
towarem, który sprzedawano mającym zapotrzebowanie na ręce do pracy
fabrykom czy kopalniom Rzeszy. Może dlatego był to w historii obozu
okres względnego spokoju. To znaczy normalna głodowa śmierć nie była
dublowana przez ciągłe selekcje czy różnorakie wyczyny SS lub funkcyj-
nych. Ten względny, choć może tylko chwilowy spokój, z miejsca rodził
wśród zagnanych do Oświęcimia Żydów nastroje zgoła optymistyczne.
Podchodzi kiedyś do mnie po porannym apelu jakiś były mój
pacjent i jak najpoważniej powiada: «Prawda, panie doktorze, że ten
klimat podgórski dobrze robi na płuca?». Cóż miałem mu odpowiedzieć,
kiedy za jego głową widoczny był czarny pióropusz dymu unoszącego się
z krematoryjnych pieców...
W ciągu tych pierwszych dni, a może tygodni – trudno mi przecież teraz
to wszystko dokładnie umiejscowić w czasie – zdobyłem kilka cennych
umiejętności. Nauczyłem się, na przykład, sztuki zbiorowego załatwiania
171
Mostowicz_zgck_-010214_.indd 171 14-01-31 14:37