Page 172 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana. "Żółta gwiazda i czerwony krzyż" Arnold Mostowicz
P. 172
celem było zapoznanie nas z nową dla nas sytuacją i pouczenie, co nam
grozi, jeśli nie będziemy przestrzegać oświęcimskiej dyscypliny. Złotousty
ten mówca chodził przez cały czas swego wykładu wzdłuż ceglanego
pieca, gestykulując z wprawą oratora dużej klasy. A może był to z zawodu
aktor? Przemawiał ni to po żydowsku, ni to po niemiecku – jakąś dziwną
mieszaniną, której próbkę miałem okazję kilkakrotnie słyszeć w getcie,
gdy przedstawiciele władz żydowskich rozmawiali z Niemcami. Treść
tego przemówienia była mniej więcej następująca:
«Uważajcie, co władze niemieckie mają wam do powiedzenia za moim
pośrednictwem. Musicie wiedzieć, że znaleźliście się w największym na
świecie obozie koncentracyjnym, z którego nikt z was żywy nie wyjdzie.
Może przedłużyć swój pobyt w obozie i liczyć na przychylność władz tylko
ten, kto się będzie dobrze zachowywał. Jeśli idzie o wasze żony i dzieci,
to spójrzcie w kierunku kominów. Tam się oni palą. Pozostał po nich tylko
ten dym. W tych piecach i wy skończycie. Za każde nieposłuszeństwo
kara śmierci. I dlatego władza daje wam teraz ostatnią szansę. Jeśli komuś
udało się przenieść do obozu jakąś biżuterię, złoto czy dolary, może to
teraz oddać i nic mu się nie stanie. W obozie znajdują się nadzwyczajne
maszyny, które i tak wszystko wykryją. Ale jeśli wykryją to maszyny, nic
was nie uchroni od kary śmierci».
Powiedziane to zostało z dużą swadą. W każdym razie ostatnie słowa
przemówienia wywołały należyte wrażenie. Kilku więźniów wstało i prze-
pchnąwszy się między siedzącymi oddało mówcy pojedyncze banknoty
dolarowe. Jak się jednak okazało, ten efekt wygłoszonego apelu nie
zadowolił siedzących na piecu władz. Hitlerowcy powiedzieli złotoustemu
coś na ucho, a ten donośnym głosem zawołał: «Niech wstaną wszyscy
lekarze!».Traf chciał, że było nas w tej grupie chyba z ośmiu. Początkowo
nie zamierzałem odpowiedzieć na to wezwanie – ostatecznie tam na
piecu nikt nie musiał wiedzieć, kim jestem. Ale rychło zmieniłem decy-
zję. Zauważyłem bowiem skierowany na siebie wzrok kilku najbliższych
sąsiadów. Zrozumiałem, że jeśli sam się nie zgłoszę na wezwanie, ten lub
ów wskaże na mnie palcem... Wstałem. Mówca wezwał nas, byśmy stanęli
obok niego na ceglanej obudowie. Gdy wykonaliśmy to polecenie, przyj-
rzał nam się uważnie i do dalszych eksperymentów wybrał mnie (może
170
Mostowicz_zgck_-010214_.indd 170 14-01-31 14:37