Page 162 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana. "Żółta gwiazda i czerwony krzyż" Arnold Mostowicz
P. 162

ludzi, na których barki spadła konieczność liczenia na cud, jeśli chcieli
                  uratować od zagłady powierzone ich władzy i opiece setki tysięcy ludzi.
                  I niechże Wysoki Sąd zważy: cud mógł być tylko jeden. Że Niemcy
                  swoich planów nie zdążą wcielić w życie. Inaczej mówiąc, że aliantom
                  uda się posłać hitleryzm do piekła wcześniej, niż jemu uda się posłać
                  resztki Żydów polskich do komór gazowych. Tylko że w wypadku liczenia
                  na cud możliwe są dwie postawy, które ilustruje, Wysoki Sądzie, stara
                  żydowska anegdota.
                    Wznosił biedny Żyd do Boga pretensje, że ten nie czyni cudu i nie
                  pomaga mu wygrać na loterii. Pretensje były coraz bardziej gorzkie i coraz
                  gwałtowniejsze, aż usłyszał Żyd głos z nieba, który tak do niego przemówił:
                  – Dobrze, uczynię cud i wygrasz na loterii, ale pod warunkiem, że ty mnie
                  z kolei pomożesz. Że kupisz los...
                    Czerniaków nie zrobił nic, by pomóc cudowi, albo też zrobił bardzo
                  niewiele. Kiedy w lipcu czterdziestego drugiego okazało się, że cudu
                  nie będzie, że do klęski Niemiec daleko, a klęska Żydów została już
                  podpisana, wybrał śmierć jak najbardziej godną. Ale przedtem?
                  Czy aby nie powinien był posłuchać rad prostaka z Łodzi? Nikt zresztą,
                  Wysoki Sądzie, rad tych nie słyszał. Nikt nie wie, co sobie Rumkowski
                  i Czerniaków, gdy się spotkali w Warszawie, mieli do powiedzenia.
                    Bo prostak z Łodzi postanowił cudowi dopomóc. Nie na darmo przecież
                  od dziecka uczył się kalkulować. Wiedział, co robi, gdy za wszelką cenę
                  – wszelką, to znaczy najwyższą, starał się całe getto zamienić w obóz pra-
                  cujący dla okupanta. Tysiące Niemców zbijały ciężkie majątki na wyzysku
                  niewolniczej siły gettowej, a setki innych, dzięki istnieniu getta, ratowały
                  się przed wysyłką na front.
                    Kalkulacja, jak widać, nie była skomplikowana. Tylko skoro rozpo-
                  częło się tę grę o przetrwanie, grę o cud, to trzeba ją było prowadzić
                  do końca i nie poddawać się walkowerem. I tak sobie prawdopodobnie
                  postanowił, Wysoki Sądzie historii, żydowski król z Łodzi. Mało go obcho-
                  dziła pogarda Czerniakowa. Może nieco  więcej przejmował się opinią,
                  jaką o nim mieli jego poddani. Opętany był jednak swoim posłannictwem
                  i uznał, że nawet jeśli ma przeciwko sobie ludność getta, nie może się
                  z tym liczyć. Nie mógł przecież jeździć po wszystkich ulicach dzielnicy

                  160






         Mostowicz_zgck_-010214_.indd   160                                  14-01-31   14:37
   157   158   159   160   161   162   163   164   165   166   167