Page 156 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana. "Żółta gwiazda i czerwony krzyż" Arnold Mostowicz
P. 156
wówczas swoją dorożką i radośnie obwieszczał, że racje żywnościowe nie
będą tak zmniejszone, jak to groziło, lub że liczba Żydów do wysiedle-
nia nie będzie tak duża, jak to było zapowiedziane... Mogło się wydawać,
że opanował do perfekcji sztukę zdobywania miłości swoich poddanych.
Niestety była to tylko wiedza teoretyczna...
Był wierzący i bardzo religijny. Wcale niewykluczone, że gdy coraz
bardziej zdawał sobie sprawę z tego, iż on, którym przed wojną wszyscy
bardziej liczący się żydowscy działacze społeczni w Łodzi pomiatali,
posiada w Litzmannstadt Getto niczym nieograniczoną władzę,
zaczęły rodzić się w nim niezupełnie może skrystalizowane wyobrażenia
o autentycznej teokracji. Terminu tego z pewnością nie znał, ale pamiętał
chyba, że kiedyś w historii Żydów podobna władza istniała...
Na Sądny Dzień, u boku innych kapłanów, ułożonymi tradycyjnie
palcami obydwu rąk, zakrywszy głowę tałesem, błogosławił modlących
się. Ba! Udzielał ślubów, przywłaszczając sobie uprawnienia rabinów.
Widziałby się chyba chętnie w stroju arcykapłana, tak dokładnie
opisanym przez Stary Testament. Byłby z ramienia niemieckiego kata
i żydowskiego Pana Boga kapłanem i władcą panującym nad swoim,
trochę nieszczęśliwym i trochę niesfornym, ludem...
Im dłużej rządził w getcie, im dłużej trwała wojna, tym bardziej wierzył
w swój charyzmat. Wiedział przecież, jak w komorach gazowych i w piecach
krematoryjnych – a może sobie tego nie chciał tak dokładnie wyobrażać?
– znikają jedno po drugim polskie getta. Wiedział, jakiemu losowi uległo
największe z nich, warszawskie, które w osobie dumnego Czerniakowa nie
chciało wysłuchać jego rad. Znikały ostatnie skupiska Żydów, ale getto
łódzkie trwało!
Czy więc należy się dziwić, że przekonany był coraz bardziej, iż jest
nieomylny? W każdej dziedzinie: zarówno podejmując własne decy-
zje czy zgadzając się na niemieckie żądania, jak i w ocenie ludzi.
Tylko on wiedział, co jest złe, a co dobre, co chwalić i nagradzać,
a co karać... Był prostakiem. Prostacki był kodeks moralny, którym się
kierował. Coraz to zmieniał się zespół ludzi obdarowywanych łaską, która
zresztą na pstrym koniu jego zmiennych humorów jeździła. Większością
pochlebców, którzy go otaczali, serdecznie gardził – nie tylko dlatego,
154
Mostowicz_zgck_-010214_.indd 154 14-01-31 14:37