Page 131 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana. "Żółta gwiazda i czerwony krzyż" Arnold Mostowicz
P. 131
godziny, opieką lekarską. Gertler zażądał, aby wydział zdrowia wydelego-
wał do tej funkcji kogoś najlepszego, i traf chce, proszę pana, że ówczesny
kierownik tego wydziału skierował tam właśnie tego samego lekarza, któ-
remu Kligier przywiózł dwa miesiące wcześniej list od ojca z Warszawy...
Powiem już panu gwoli ścisłości, że lekarz ten początkowo odmówił, acz-
kolwiek nęcono go dodatkową kromką chleba dziennie. Odmówił zaś nie
dla jakichś przyczyn typu moralnego. Moralność w tych czasach ważyła
mniej niż dzienna racja chleba. A poza tym nie zastanawiał się wówczas
ów lekarz nad związkami Gertlera czy Kligiera z Gestapo. Odmówił, bo
podczas szpery chciał zostać przy boku swojej młodej żony i jej rodziny.
Ale tu zainterweniował sam Gertler. W nocy przyjechał po tego leka-
rza i zagroził takimi argumentami, że temu ostatniemu, proszę pana, nie
pozostało nic innego, jak wziąć szczotkę do zębów, piżamę i przenieść się
do mieszkania chorego na tyfus Kligiera...
Pan wybaczy, że opowiadam to z takimi szczegółami, ale chcę pana
przekonać, że nie dzielę się z panem jakimiś bajeczkami, które nie mają
pokrycia w faktach.
Jednym słowem, ten młody lekarz przez dwa tygodnie mieszkał
u Kligiera. Nie wolno mu było ani na chwilę opuścić chorego, u którego
codziennie zbierało się konsylium lekarskie, aczkolwiek stan pacjenta
bynajmniej tego nie wymagał. Również i Gertler prawie nie opuszczał
swego przyjaciela. A kiedy wreszcie Kligier poczuł się już zupełnie dobrze,
obydwaj godzinami wiedli rozmowy w cztery oczy. W cztery oczy, ale nie
zawsze w czworo uszu. Ów młody lekarz robił bowiem wszystko, aby pod-
słuchać treść tych rozmów. Powiada pan, że to nieładnie? Ma pan rację.
To samo powiedział przydzielony do opieki nad Kligierem pielęgniarz,
pracownik Sonderkommando, który złapał tego lekarza na gorącym
uczynku podsłuchiwania...
Na szczęście zachował ten fakt dla siebie.
Mówiąc krótko, owego młodego lekarza ciekawiło przede wszyst-
kim, jak Żyd, nawet jeden z szefów potężnego Sonderkommando, może
swobodnie podróżować sobie między Łodzią a Warszawą? Frapowało go
to tym bardziej, że kilka miesięcy wcześniej przyjechał do łódzkiego getta
z warszawskiego niejaki Skosowski... Może pan słyszał?
129
Mostowicz_zgck_-010214_.indd 129 14-01-31 14:37