Page 136 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana. "Żółta gwiazda i czerwony krzyż" Arnold Mostowicz
P. 136

Przedostatni


                    – Jeszcze tylko dwóch, panie doktorze – policjant przyłożył lekko dwa
                  palce do daszka, manifestując wobec kogoś spoza władzy więziennej
                  służbistość najwyraźniej nonszalancką.
                    – Niech ich pan wprowadzi pojedynczo – powiedział. Był całkowicie
                  wyczerpany fizycznie i nerwowo. Odruchowo spojrzał na zegarek. Trzecia.
                  Trzecia w nocy. Od południa poprzedniego dnia to już pełnych piętnaście
                  godzin beznadziejnie kretyńskiego wysiłku. Niemcy zarządzili, by każdy
                  ze skierowanych na wysiedlenie był przebadany przez lekarza. Niektórzy
                  w tym fakcie doszukiwali się jakiejś optymistycznej prognozy. Wiedział,
                  że optymizm to niczym nieusprawiedliwiony. Cóż miał powiedzieć
                  wszystkim tym nieszczęśnikom, którzy wpatrywali mu się w oczy, milcząco
                  błagając o decyzję, która oznaczałaby dla nich życie? Rzecz polegała na
                  tym, że trzykrotnie bodaj ostatnimi czasy Niemcy zażądali od władz getta,
                  by do wysiedlenia skierowano wyłącznie osoby zdrowe i sprawne fizycz-
                  nie. Okazało się później, że grupy tych Żydów wysyłano do pracy gdzieś
                  poza miastem, a nawet w ogóle daleko od Łodzi. Z drugiej strony władze
                  niemieckie coraz częściej zapowiadały, że w getcie pozostaną tylko ci,
                  którzy zdolni będą do pracy w resortach. Kiedy więc ogłaszano coraz to
                  nowe decyzje o wysiedlaniu z getta, nie było już wiadomo, o kogo władzom
                  niemieckim chodzi. Czy o ludzi zdolnych do pracy poza gettem, czy o ludzi
                  niezdolnych do pracy w getcie? Niemcy nie kwapili się, by swoje zamiary
                  wyjaśnić, a jaki był los wysiedlonych w tym drugim wypadku, nietrudno było
                  się domyślić. Lekarze asystujący przy wysiedleniu, oceniający stan zdro-
                  wia i sprawność przeznaczonych do wysiedlenia, byli jedynie kamuflażem.
                  Zresztą sami często nie wiedzieli, czy kwalifikując badanego jako niezdol-
                  nego do pracy fizycznej albo chorego, ratują go przed wysyłką do jakiejś
                  katorżniczej pracy poza gettem, czy też skazują na wysiedlenie, a więc na
                  śmierć. Po odjeździe transportu wiedziano, kogo Niemcy wybrali, a kogo
                  zostawili, choć bynajmniej nie byli w tej mierze pedantami. Najważniej-
                  szą dla nich rzeczą było umieszczenie w czeluściach samochodów cię-
                  żarowych założonej z góry liczby wysiedlonych. Rachunek musiał się
                  zgadzać. Jakość była sprawą drugorzędną. Zresztą ludność getta łatwo

                  134






         Mostowicz_zgck_-010214_.indd   134                                  14-01-31   14:37
   131   132   133   134   135   136   137   138   139   140   141