Page 124 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana. "Żółta gwiazda i czerwony krzyż" Arnold Mostowicz
P. 124

lepszego i swoją współpracę z policją kwalifikował prawdopodobnie jako
                  coś w rodzaju porozumienia dwóch równorzędnych sił.
                    Minęło kilka miesięcy i nikt na szczęście nie zainteresował się Szają
                  Magnatem. Sam Szaja oczywiście nie pracował, gdyż dzięki Bogu
                  nie nadeszły jeszcze, tak przynajmniej uważał, takie czasy, aby on,
                  magnat bałucki, musiał pracować na kawałek chleba. Rozglądał się.
                  Rozglądał się i czekał... Zapyta mnie pan, skąd o tym wszystkim wiem?
                  Otóż w swoim czasie trochę się losami Szai Magnata, szefa dintojry,
                  interesowałem. Tu rozmawiałem, tam rozmawiałem, resztę dośpiewałem
                  sobie... Czy aby dośpiewałem właściwie? Dalszy przebieg wydarzeń prze-
                  kona pana, że się nie myliłem.
                    Znudziła się wreszcie Szai bezczynność. Zaczął szukać czegoś dla
                  siebie... Nie chodziło, rzecz jasna, o jakąś pracę dla paru groszy gettowych
                  i jednej głodowej racji żywnościowej. Taką pracę uważałby chyba Szaja
                  za hańbę. Dawny boss dintojry zaczął szukać możliwości zarobku na więk-
                  szą, godną jego przeszłości i jego renomy skalę. Mistrz wszelkich fachów
                  złodziejskich mógł zarabiać w jeden tylko sposób. Sam pan rozumie.
                  Bez trudu mógł postarać się o jakieś kierownicze stanowisko i kraść, ile
                  wlezie – robiłby to z pewnością znacznie sprawniej i eleganciej niż inni.
                  Ale Szai marzyło się coś znacznie większego i intratniejszego. Zważ pan,
                  że od razu w tym założeniu widoczna jest niechęć Szai Magnata do okra-
                  dania ludności żydowskiej, do owych brudnych interesików, z których
                  większość polegała na kradzieży i handlu produktami żywnościowymi.
                    Krótko mówiąc, postanowił Sząja Magnat, że jeśli już ma kogoś okra-
                  dać, to okradać będzie Niemców. Uważał, że w ten sposób odseparuje
                  się od owych pętaków, którzy na każdym bochenku chleba, na każdym
                  kartoflu i na każdej brukwi okradali ludność getta. Miał być może jakieś
                  niejasne uczucie, że okradając Niemców, walczyć będzie z wrogiem
                  narodu żydowskiego, ale tego toku jego rozumowania nie jestem pewny.
                  Powie pan, że to ostatecznie nic wielkiego. Z okradania Niemców żyło
                  w czasie okupacji pół Polski. Tak, prawda. Tylko niech pan nie zapomina,
                  że znacznie łatwiej było żyć z tego procederu poza gettem niż w get-
                  cie. To tak, jakby zaplanować w więzieniu okradanie strażników. Obliczył
                  sobie Szaja, że zanim Niemcy się zorientują, iż ktoś ich okrada, i zanim

                  122               ŻÓŁTA GWIAZDA I CZERWONY KRZYŻ | praWdZiWy koniEc łódZkiEJ dinToJry






         Mostowicz_zgck_-010214_.indd   122                                  14-01-31   14:37
   119   120   121   122   123   124   125   126   127   128   129