Page 99 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ulica Dolna.
P. 99

schodach. Naprzeciw mnie stoi Chawale z żeliwną patelnią, ogromną i czarną,
             z resztkami jajecznicy.
                – Awrumie Lajb, trzeba wyszorować patelnię, a jak skończysz, to obierz
             jeszcze mały garnek ziemniaków.
                W innej chwili na pewno bym się złościł i wściekał, tym razem jednak
             uśmiecham się. Chawale spogląda na mnie podejrzliwie.
                – Awrumie Lajb, wyglądasz, jakbyś spadł prosto z nieba.
                Nie odpowiem jej i niczego nie wyjawię. Bo to jest sekret, tylko między
             mną i Esterką. Nie zależy mi, mogę wyszorować nawet tysiąc garnków, skoro
             wiem, że ona na mnie czeka.
                – Awrumie Lajb – mówi do mnie Chawale po jakimś czasie. – Patelnia
             błyszczy jak kocie jajka, a ty ciągle szorujesz. Na pewno jesteś chory.
                Zamiast odpowiedzieć, pytam:
                – Powiedz, Chawale, czy wierzysz w duchy? Wierzysz, ze można spotkać
             ducha osoby, którą się kiedyś kochało?
                – Oho, o tym mogę ci opowiadać całe dnie i noce. Mój mąż, błogosławionej
             pamięci, pracował na cmentarzu i mówił mi, że spotykał duchy i gadał z nimi tak,
             jak ja i ty rozmawiamy teraz. Kiedy umarł, było mi smutno. W sumie to dziwne,
             bo kiedy żył, cały czas kłóciliśmy się bez powodu i życzyłam mu, żeby go szlag
             trafił, do tego stopnia mi obrzydł. I oto któregoś dnia, gdy wróciłam do domu
             i otworzyłam drzwi, zobaczyłam swojego męża siedzącego w fotelu, w którym
             zawsze lubił przesiadywać. W tamtej chwili nie pamiętałam, że umarł i jak zwykle
             poczęstowałam go taką wiązanką „błogosławieństw”, że przy innych okazjach
             na pewno oberwałabym porządnie po pysku. Ale teraz ja mu ubliżam – a on
             się uśmiecha jak głupi, jakby nic go nie obchodziło. To mnie jeszcze bardziej
             wkurzyło, więc chwyciłam patelnię, dokładnie taką, jaką przed chwilą czyściłeś,
             i walnęłam go w łeb z całej siły, jak nieraz robiłam. Patelnia, zamiast wylądować na
             jego głowie, przeszła przez nią, jakby to było powietrze. I wtedy przypomniałam
             sobie, że mój mąż nie żyje. Co ci będę gadać, do dziś żałuję, że mu to zrobiłam.
             Chyba się obraził, bo więcej się nie pokazał. Jak to opowiedziałam Goldzie, nu
             tej, co wie wszystko o życiu umarłych, powiedziała mi, że dużo czasu upływa,
             zanim duch zmarłego dostanie zezwolenie na zejście na ziemię, żeby spotkać zna-
             jomych, a ja, ależ ze mnie głupia baba, tego nie zrozumiałam! Po tym zdarzeniu
             pobiegłam do bóżnicy, zakupiłam mnóstwo świec, nawet szamesowi  dałam
                                                                        35



             35   Szames (jid.) – sługa w synagodze, także pomocnik cadyka lub rabina.  97
   94   95   96   97   98   99   100   101   102   103   104