Page 94 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ulica Dolna.
P. 94

Stałem jak sparaliżowany. Z moich ubrań kapały krople deszczu. Wszyscy
           gadali naraz jak najęci, tylko tu i ówdzie wyłapywałem pojedyncze słowa,
           takie jak „łobuz”, „ten mały łobuz wrócił”. Szmil Grib odstawił na chwilę
           talerz z mięsem i podbiegł do mnie. Czułem, że jeśli przeżyję ten uścisk,
           będzie to prawdziwy cud. Nagle znalazłem się przy piecu, siedząc naprzeciw
           nieznajomej kobiety, grubej i trochę podobnej do Szmila Griba. Poza tym
           myślę, że wszyscy w knajpie są w gruncie rzeczy do niego podobni. Kobieta
           miała ogromny brzuch, jakby była w ciąży. Zaczęła ściągać ze mnie ubrania
           i rozwieszać je na kominku. Wszyscy stanęli wokół mnie, pękając ze śmiechu.
             – Nie daj się zgwałcić przez Chawale, trzymaj mocno gacie.
             Potem kobieta nakarmiła mnie taką gorącą zupą, że byłem pewien, że
           łykam kawałki ognia. Nie wiem, jak reagować na dobre rzeczy. Myślę, że
           nie tylko ja nie wiem, ale też wielu innych ludzi. Jeśli przytrafiają nam się
           złe rzeczy, wszystko jest jasne. Albo uciekamy, albo gryziemy, albo kopiemy
           i przeklinamy. W tym wszyscy jesteśmy podobni. Ale reagować na dobre
           rzeczy to rzecz indywidualna. Ja w takich przypadkach milczę zakłopotany,
           jak każdy dolniak.
             Kiedy już siedziałem na łóżku syty, osuszony, i okryty kocem, a przede
           mną stał Szmil Grib, powiedziałem mu:
             – Szmilu Grib, jesteś skurwysynem.
             Wszyscy obecni ryknęli takim śmiechem, że mało się nie rozpukli. Kobieta
           pachniała ugotowanymi kartoflami i mydłem do prania. Od Szmila Griba
           zalatywało cebulą, fasolą i nóżkami w galarecie. Każdy zapach ma własny
           język. Każdy zapach opowiada coś innego, a wszystkie razem snują historię
           przyjaźni i sytości.
             – Nu, Awrumie Lajb, powiedz nam, co się z tobą działo, gdzie byłeś, kogo
           spotkałeś. Mówiono, że kręciłeś się po wielkim świecie z reb Icchokiem. Nu,
           co z nim?
             Zamiast odpowiadać na pytania, zapytałem niepewnie, czy moja mama
           mnie szukała.
             – Tak.
             – O co pytała?
             – Pytała, gdzie jesteś. Nie wiedzieliśmy, co jej odpowiedzieć. Powiedzie-
           liśmy tylko tyle, że krążysz z reb Icchokiem po świecie.
             – O coś jeszcze pytała?
             – A o co jeszcze miała pytać? Po prostu dorzuciła ze smutkiem, że kurewski
     92    charakter twojego ojca nie daje ci spocząć.
   89   90   91   92   93   94   95   96   97   98   99