Page 90 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ulica Dolna.
P. 90

Nie wiem, co to dokładnie są kabaliści, ale plotka głosi, że chodzi o tajemną
           Torę, wymagającą długiego przygotowania w trakcie różnych świętych studiów.
           Plotkarze mówią, że w nocy dobiegają stamtąd dziwaczne odgłosy wydawane
           przez starców, a niektórzy twierdzą, że słyszeli też głosy duchów i że w nocy
           lepiej się nawet nie zbliżać.
             Znałem jednego z tych starców, reb Lejzera, krzepkiego Żyda o gęstych
           brwiach, z włosami w uszach i laską w dłoni. Mnie przypominał trochę
           księdza. Uchowaj Boże, nie chciałbym go urazić, ale opowiadają o nim nie-
           stworzone historie, że za młodu był rabusiem, kieszonkowcem i zabijaką. Ale
           na jego obronę trzeba przyznać, że nigdy nie tknął Żyda, wręcz przeciwnie,
           któregoś razu uratował Żyda przed chrześcijańskimi bandziorami. Kiedyś
           chciałem zapytać o jego bohaterskie czyny, nawet podszedłem do niego na
           wyciągnięcie ręki, lecz w ostatniej chwili spanikowałem, bo miał spojrzenie
           nie z tego świata, jakby nie stąpał po tej samej ziemi co my. Mówią też, że
           cały swój majątek oddał na synagogę i sierociniec. Nie wiem, które sieroty
           wspomógł, ja w każdym razie nie dostałem z tego ani grosza i nie zrozumcie
           mnie źle, naprawdę się nie skarżę, a ci, co cokolwiek dostali, niech sobie żyją
           w dobrym zdrowiu.
             Dwaj synowie reb Lejzera mieszkają na ulicy Dolnej, córka na Zgierskiej, jest
           żoną rzeźnika Nusena. Ulica Dolna w gruncie rzeczy jest bardzo podobna do
           Zgierskiej, te same zapachy, ten sam brud i ta sama bieda. Kto długo mieszka
           na tych ulicach, zaraził się ich zapachami. Sączą się w duszę, oplątują serce
           i osiadają w spojrzeniu waszych oczu, więc po prostu widzicie świat inaczej,
           inaczej niż widzą go bogaci Żydzi z ulicy Piotrkowskiej. Co do zapachów, to
           koniecznie muszę opowiedzieć historię, którą usłyszałem od reb Mordecha-
           ja. Możliwe, że tu i ówdzie dodam jakieś zdanie, trochę przeinaczę, a nawet
           trochę nakłamię. Wszystko po to, żeby historia wyszła ciekawsza i ładniejsza.
           Robię to dlatego, że reb Mordechaj opowiedział tę historię tak nieciekawie,
           że nie miałem wyboru i musiałem ją upiększyć, po prostu dorzucić szczyptę
           soli, szczyptę pieprzu i odrobinę żydowskiego zapachu.
             A było to tak. Reb Mordechaj jest handlarzem, który potrafi sprzedać wam
           wszystko, nawet migotanie gwiazd by wam sprzedał. Nie wiem, jak on to robi,
           ponieważ nie jestem handlarzem. Pewnego dnia reb Mordechaj zajechał do
           jakiegoś zabitego dechami miasteczka zamieszkanego przez samych gojów.
           Jak tam dotarł, nie wiem. Nie chcę zbyt dużo dodawać, zmyślać i kłamać, bo
           gdy zacznę kłamać, nie doszukacie się w tej opowieści rąk i nóg. Krótko mó-
     88    wiąc, zamiast zgodnie z planem pobyć w mieścinie parę godzin – jak w wielu
   85   86   87   88   89   90   91   92   93   94   95