Page 81 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ulica Dolna.
P. 81

Reb Icchok zasłania mi jakąś ścieżkę w lesie między drzewami. Drzewa są
             czarne i wyglądają jak mężczyźni z długimi brodami. Ich oczu nie widzę, tylko
             wyczuwam. Wbijają we mnie ponure, pełne wyrzutu spojrzenia. Podobnie jak
             reb Icchok. Nagle drzewa ruszają ku mnie rzędami, stłoczone coraz gęściej,
             osaczają mnie. Bezskutecznie próbuję je odepchnąć. Duszą mnie. I wtedy
             zazwyczaj budzę się z krzykiem, zlany potem.
                – Jeśli będziesz opowiadać historie na rynku, możemy zarobić dużo
             pieniędzy.
                – Nie będę opowiadał – odmawiam.
                – Czemu?
                – Bo nie. Nie będę i już.
                Nie da się uciec od przeszłości. Przeszłość jest jak psi ogon. Możesz się
             obracać, biegać z największą prędkością – a ogon zawsze tkwi z tyłu. Jest
             częścią ciebie. Tak mi kiedyś wytłumaczył tkacz Borech i miał rację. Dorośli
             znają życie i mają rację. Widocznie nauczyło ich doświadczenie. Ale takich
             dorosłych, którzy mają rację, spotkałem tylko niewielu.
                – Tęsknisz za swoim tatą? Bo ja bardzo – pyta Szlojmke.
                Dla mnie brzmi to tak, jakby sobie samemu zadawał to pytanie.
                – Za tatą nie, bo nigdy go nie widziałem. Uciekł, kiedy byłem jeszcze
             brzdącem.
                I natychmiast wykluło się we mnie pytanie, za kim w ogóle tęsknię. Po
             namyśle zdecydowałem, że za Łatką. On nigdy by mnie nie zostawił.
                – Wiesz, ten pies, który mi się spalił, był złodziejem. Zawsze przynosił
             mi jakiś prezent. Kiedyś przytargał całą kiełbasę, no, taką z czosnkiem. Raz
             przyniósł mi paczkę ciastek. A raz żywe prosię.

                – Szkoda, że  nie ma go z nami. Taki pies to prawdziwy skarb.
                Zgodziłem się z nim.
                – Jesteś głodny? – spytałem. – Bo ja bardzo.
                – Ja też. Ale nie dotykaj tobołków ciotki. Jest tam garnek z gęsim szmalcem
             i maca, którą zdążyliśmy uratować.
                – Gęsiego szmalcu nie jem.
                – Czemu?
                – Bo nie.
                Gęsi szmalec przypomina mi dom Dwojry, nie chcę o nim pamiętać.
                – Dziwny jesteś – stwierdził Szlojmke. – Może masz trochę kuku na mu-
             niu? Dużo jest stukniętych dzieciaków.
                – Sam jesteś stuknięty – odparłem. – Nic nie rozumiesz z życia.    79
   76   77   78   79   80   81   82   83   84   85   86