Page 76 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ulica Dolna.
P. 76
aż nagle ucichły, jakby coś je zmogło. Z daleka dobiegał skowyt psów i głosy
ludzi. Od czasu do czasu Łatka znikał, po czym wracał z czymś do jedzenia.
Raz przyniósł bochenek chleba, raz ser, a raz nawet gotowaną kurę. Bóg jeden
wie, jak zakradł się do kuchni i jak zdołał stamtąd zwiać. Chętnie spędziłbym
tak resztę życia. Leżałem na wysokim stogu siana. Nad ranem zrobiło mi się
zimno, więc Łatka ogrzał mnie swoim ciałem. Potem wypłoszyły nas głosy
zbliżających się gojów. Znów ruszyliśmy na tułaczkę. Po dwóch dniach wę-
drówki dotarliśmy do jakiejś dużej wsi.
Wszystkie domy w tej wiosce były piętrowe. Łatka biegł przede mną wy-
raźnie zaniepokojony, węsząc nosem przy ziemi i wykonując nerwowe ruchy,
jakby odnalazł znajomą ścieżkę. Znienacka przystawał, kręcił się w miejscu.
Po czym szczekając radośnie, podskakiwał z uniesionym ogonem, a ja za nim.
Od czasu do czasu jego ślady znikały, ale zaraz wracał, żeby mi pokazać, gdzie
mam biec. Tak biegliśmy przez jakieś pół godziny. Raptem Łatka zaszczekał
głośno i dosłownie zaczął tańczyć. Podszedłem bliżej. Przed nami stała
malutka chatka, ze wszystkich stron zupełnie rozwalona. Nie miała okien,
a dach w jednym miejscu się oberwał. Weszliśmy do środka. Stała tam szafa
z mnóstwem talerzy, garnków i ubrań. Niektóre ubrania były podziura-
wione, dosłownie widzieliśmy, gdzie ponadgryzały je myszy. Niektóre były
całe. Odniosłem wrażenie, że Łatka zna to miejsce, możliwe, że wychował
się tu jako szczeniak. Dalej za miejscem, gdzie zapadł się dach, odkryłem
kręte schody na górę. Wiadomo, że w każdym opuszczonym domu kryje się
jakaś tajemnica. Przypomniałem sobie opowieści mojej mamy. Może to była
jaskinia rozbójników? A nuż tutaj wrócą? Może przetrzymują zakładników?
Muszę to sprawdzić.
Gdy przeszukiwałem piwnicę, w której rozbójnicy ukrywali zakładników,
raptem usłyszałem przerażający wrzask, niemal zmroził mi krew w żyłach.
Schowałem się pod stojące w kącie drewniane łóżko. Wrzask rozlegał się raz
po raz. Spojrzałem na Łatkę. Leżał spokojnie i cicho, co mnie uspokoiło.
Łatka wie, co robi. Ślepo mu ufałem. Ostrożnie podszedłem do okna, żeby
nikt mnie nie zobaczył. Łatka miał rację. Nie było sensu oglądać się na te
wrzaski. Pochodziły od kotów bijących się na drodze.
Pod łóżkiem znalazłem koperty z wyblakłymi zdjęciami. Byli na nich
ludzie w chłopskich ubraniach, mężczyźni i kobiety o bladych twarzach,
jakby bezkrwistych, dosłownie przezroczystych. Wyblakła fotografia, nawet
gojowska, zawsze mnie smuci, nie wiem dlaczego. Może dlatego, że przypo-
74 mina mi cmentarz albo ludzi, którzy byli i już ich nie ma. Zastanawiałem