Page 75 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ulica Dolna.
P. 75
że wiedział, co jest w środku. Stał przede mną i merdał ogonem. Pogłaskałem
go wzruszony. Nie dość, że odgadł, co jest w skrzyni, to jeszcze jak uciekał,
z jaką prędkością! I w dodatku pół stacji kolejowej go ścigało. Ciekawe, do
kogo Łatka należał wcześniej, zanim przybył do Dwojry. Przyjaźń między
nami zacieśniła się. Nie znam wielu ludzi, którzy patrzą psu prosto w oczy.
Czasami siedziałem godzinami, patrząc mu w oczy, próbując zrozumieć, co
się w nim dzieje w środku. Mama powiedziała mi kiedyś, że dusze zmarłych
wstępują w różne zwierzęta. Jeśli na przykład człowiek był bogatym skąpcem,
to jego dusza włazi w szczura. Wygląd i charakter szczurów faktycznie do
tego pasują: są grube, obrzydliwe i śmierdzące, gryzą wszystko, cokolwiek
im się napatoczy, a do tego mają małe, wąskie ślepia, co oczywiście bierze
się ze skąpstwa. Z kolei jeśli ktoś był na przykład gojowskim policjantem
i bił Żydów, to jego dusza wchodzi w świnię i za karę zjada gówno. Czasami
wydaje mi się, że dusza Szymszona Bekla weszła w Łatkę: co oczy zobaczą, to
łapy chwytają. Pewnie mi nie uwierzycie, ale zdarzyło się coś, co umocniło
mnie w tym przekonaniu. Dwóch handlarzy na targu grało w karty, a Łatka
przystanął i obserwował ich jak zahipnotyzowany. Za nic w świecie nie dało
się go stamtąd odciągnąć.
Jeszcze jedną cechę miał Łatka: ciągłe obrażanie się, odwracanie do mnie
zadkiem i tkwienie w miejscu. I jeszcze jedna sprawa. Chyba pracował kiedyś
u pastucha. Trudno było go powstrzymać na widok stada owiec czy krów.
Natychmiast gnał przed siebie i zaganiał stado, żeby szło zwartą gromadą.
Kiedyś chłopi omal go nie zakatrupili, gdy wypędził owce z zagrody na drogę.
Dwóch gojów ruszyło za nim z widłami. Widocznie do tego też był przyzwy-
czajony, bo poprzymilał się do nich i zdołał ich udobruchać.
Pewnej nocy Łatka zniknął. Strasznie się martwiłem. Może zginął podczas
jednej ze swoich przygód. Nad ranem Łatka przytargał w pysku malutkie prosię
wielkości szczeniaka. Prosię kwiczało przeraźliwie, trudno je było uciszyć.
Dopiero jak dałem mu trochę chleba, w końcu się uspokoiło i przylgnęło do
Łatki, no i spójrzcie, co za cud: Łatka zaczął je lizać. W ten sposób powstała
nasza trójka. Prosię nazwałem po prostu Gojem. Ten Goj był bardzo śmieszny,
ciągle próbował ssać Łatkę, a nawet mnie, jak tylko się kładłem. Wzdrygałem
się jednak przed dotykaniem go, coś się we mnie buntowało, bo miał taki
przezroczysty różowy kolor. Ale z drugiej strony ciężko byłoby Goja porzucić,
dlatego ucieszyłem się, gdy pewnego dnia zniknął.
Dwie noce później spałem z Łatką w stogu siana. Wokół panowała cisza.
Czułem się cudownie. Świerszcze cykały, grając sobie chórkiem na okrągło, 73