Page 70 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ulica Dolna.
P. 70

– Po pogromie włóczyłem się po polach. Chowałem się w lasach. W końcu
           trafiłem do księdza Marcina. To on podżegał gojów, tych co zrobili to mojej
           siostrze. Nigdy mnie nie widział, ale ja od razu przypomniałem sobie jego
           gębę i pamiętam ją nawet teraz, jakby stał tuż obok. Ten sukinsyn trzymał
           krzyż w ręce i zachęcał gojów do działania. Nie wiem, czy poszedłem do niego
           umyślnie, czy przypadkiem, całkiem możliwe, że i umyślnie, i przypadkiem.
           Rozpoznałem jego dom, taką drewnianą chałupę. Parę razy sprzedaliśmy mu,
           ja i mój ojciec, owoce i jarzyny z naszego ogrodu. Tak czy inaczej, coś mnie
           ciągnęło w tamtą stronę. Stanąłem pod kościołem, tam mieszkał ten sukinsyn.
           Zaczekałem, aż wyjdzie ze swojego nabożeństwa. Podszedłem i zapytałem,
           czy ma dla mnie jakieś zajęcie. Wiedziałem, że zawsze brał dzieciaki do roboty
           w ogrodzie. Trochę się zawahał, ale w końcu się zgodził. Pracowałem u niego
           w ogrodzie, spałem u niego w komórce na narzędzia. Pracowałem i czekałem,
           sam nie wiem na co. Codziennie rano wychodziła ta kupa gnoju z chałupy
           i gadała do kwiatków. „Dobrzeście spały, kochane różyczki? Starczyło wam
           rosy? Czy nasz słodki Jezus dał wam słońce rano? Kochaniutkie moje, teraz
           was poprzycinam, żebyście były jeszcze ładniejsze”.
             – Wiedział, że jesteś Żydem?
             – Chyba tak, nigdy o tym nie rozmawialiśmy. Ale któregoś dnia zapytał, czy
           chciałbym iść do raju po śmierci, czy do piekła. Potem dodał, że jak chcę iść do
           raju, to trzeba się ochrzcić. Od razu się zgodziłem. Nie miałem wyboru, bo nie
           miałem dokąd iść. A nie mogłem odejść, nie zemściwszy się na nim. Od tamtej
           chwili jego zachowanie zmieniło się nie do poznania, zaczął mnie nazywać swoim
           kochanym synkiem. Podczas ceremonii pokropili mi głowę, dali wafelek i łyk
           wina. Wafelek, wyjaśnił mi ksiądz, to ciało Jezusa, wino to jego krew. Wiesz,
           piłem to wino jako krew Jezusa i w tym momencie postanowiłem, że napiję się
           też krwi tego kundla. Jeszcze tej samej nocy podpaliłem jego dom. Spłonął jak
           zapałka. Z daleka słyszałem jego biadolenie oraz wrzaski jego gosposi Marty.
           Później się dowiedziałem, że został ciężko poparzony, a gosposia spaliła się na
           śmierć. Zasłużyła sobie. Skąpiła mi każdej kromki chleba i cały czas na mnie
           kapowała: nie pracuje, kradnie jabłka. Mam nadzieję, że smaży się w piekle.
             – Co się stało z księdzem?
             – Nie mam pojęcia. Żydzi mówili, że wygląda jak strzęp człowieka. Mnie
           przez długi czas szukała policja. Żydzi mnie ukrywali. Oczywiście nic im nie
           powiedziałem. Któregoś dnia poznałem Żyda o imieniu Chaim. Ten Chaim
           kupował gęsi od Dwojry i zaproponował, żebym do niego dołączył. „Dwojra
     68    umieści cię w kurniku i będzie ci przynosić jedzenie”. Jasne, że się zgodziłem.
   65   66   67   68   69   70   71   72   73   74   75