Page 64 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ulica Dolna.
P. 64

– Wiem.
             – Przykro mi, że nie będę mógł cię zaprowadzić. Tu w kącie leży paczka
           dla ciebie. To są ubrania i buty. Trochę za duże, ale takie zdobyła dla ciebie
           Dwojra. Idź i powiedz jej „dziękuję”.
             Ale obcy we mnie rzekł: „Nie powiem”. Reb Icchok westchnął ciężko:
             – Awrumie Lajb, twarda z ciebie sztuka.
             W komórce otworzyłem paczkę. Buchnął z niej smród kurzego łajna
           i wilgoci, zwłaszcza z długiego, grubego wełnianego swetra, który opadał mi
           do kolan. Czarne spodnie były bez guzików, cuchnęły naftaliną i tytoniem.
           Miały w sobie odór starości. Tamten starzec musiał być barczysty i wysoki.
           Spodnie sięgały po pachy. Z kolei buty były prawie nowe, czarne i błyszczą-
           ce. Żeby błyszczały jeszcze bardziej, przecierałem je raz po raz szmatką, aż
           zobaczyłem siebie prawie jak w lustrze. W paczce znajdowała się też czapka
           z owczej wełny. Była o wiele za duża i gdybym nie napchał do środka szmat,
           opadłaby mi na ramiona. Ale miało to swoje zalety, bo uszy zawsze mi mar-
           zną. Nie wiedziałem, czy się cieszyć, czy smucić. Strasznie bym chciał, żeby
           jedno z rodziców zaprowadziło mnie do szkoły, tak jak czasem widywałem na
           ulicy ojca lub matkę trzymających dziecko za rękę. W nocy włożyłem na siebie
           wszystkie ubrania. Spodnie przewiązałem sznurkiem, rękawy kilkakrotnie
           podwinąłem. Z przejęcia nie mogłem zasnąć.
             Wcześnie rano zjawił się Ignac. Bardzo się ucieszyłem z odwiedzin, ale
           jednocześnie wzbudziło to we mnie podejrzliwość. Ignac zazwyczaj mnie
           unikał, zwłaszcza w ostatnim czasie. Może dlatego, że widziałem, jak w nocy
           podkradał drób. Zagroził mi:
             – Jeśli piśniesz Dwojrze choć słowo, powiem jej, że to ty jesteś złodziejem.
           Mnie uwierzy.
             W zamian za moje milczenie zaoferował mi część pieniędzy ze sprzedaży.
           Odmówiłem. Coś mnie brzydziło, miał w sobie coś lepkiego i fałszywego.
           Po prostu nie wierzyłem w ani jedno jego słowo. Potem powiedział mi, że
           zanosi kury Anielci. Raz widziałem ją z daleka. Miała długie warkocze, drobną
           buzię i była bardzo chuda. Ignac powiedział, że dla niej skłonny jest nawet
           się wychrzcić, co odstręczyło mnie od niego jeszcze bardziej. Nie lubię gojów.
           Poza tym jemu pasowałoby bycie gojem ze względu na jasne włosy i niebieskie
           oczy. Do tego ma mały nos z dużymi dziurkami i cały czas w nich grzebie.
           Tamtego ranka powiedział mi, że teraz jest pewien, że Anielcia go kocha.
             – Skąd wiesz? – zaciekawiłem się.
     62      – Wczoraj pozwoliła mi pobawić się swoją siuśką.
   59   60   61   62   63   64   65   66   67   68   69