Page 62 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ulica Dolna.
P. 62

Podczas nalewania kawy dosłownie dygocze z podniecenia. Jej kurze ślepia
           czujnie się rozszerzają. Czarna kawowa plama rozlewa się, przybierając dzi-
           waczne kształty.
             – Tu jestem ja – mamrocze do siebie. – Moje przeznaczenie odchyla
           się w prawo. Po prawej stoi reb Icchok, ale coś go zasłania. Aha, takie jest
           przeznaczenie, no proszę. Tutaj losy nas obojga się zbiegają. Och nie, moje
           przeznaczenie próbuje się oddzielić. – Głos ma monotonny, trochę podobny
           do szmeru modłów.
             Każdy kierunek, w jakim plama się rozlewa, urasta do kwestii życia i śmierci.
           Czasami wzywa mnie, żebym przyjrzał się sztuce wróżenia. Dla mnie to tylko
           rozlana kawa, nic więcej. Nie wiem, dlaczego przeznaczenie miałoby przybierać
           kształt karalucha o stu nogach czy nadziewanej kiszki. Ale skoro ona chce,
           żeby to było przeznaczenie, niech jej będzie. Kiedyś próbowała wyczytać
           z kawy moją przyszłość. Z czarnego koloru na talerzu domyśliłem się, że moja
           przyszłość nie będzie różowa. Po wylaniu kawy nastąpiło układanie kart.
             – Kawa – wyjaśniła Dwojra – może skłamać. Karty nigdy.
             Któregoś dnia postanowiła wyjawić mi, co mnie czeka w przyszłości. Ale
           przedtem wychyliła parę kieliszków wódki, ukroiła pajdkę chleba i ją obwą-
           chała. Muszę przyznać, że wszystko, co robi, to po prostu cud. Być może jest
           czarownicą. Rozkładając karty, nawołuje tajemniczym głosem:
             – Przyjdźcie do mnie… Minione czasy… Przyjdźcie do mnie, ludzie…
           Krewni… Niech przyjdą do mnie niebiosa i przestworza…
             Było to w szabas. Stół przyozdobiono świecami. Reb Icchok siedział koło
           niej, po tym jak oboje napili się wódki. W powietrzu unosiło się coś spokoj-
           nego i tajemniczego.
             – Awrumie Lajb, teraz ci wyjawię, co cię czeka.
             Nie obchodzi mnie, co będzie. Kiedy oboje byli zajęci moją przyszłością,
           ja korzystając z okazji, wsunąłem do kieszeni kilka kromek chleba posmaro-
           wanych gęsim szmalcem.
             – Awrumie Lajb, wkrótce przyjdzie do ciebie list. List nie będzie pochodził
           od twojej matki, to list od Rządu polskiego.
             Dwojra spojrzała na mnie. Co mnie do Rządu? Nie wiem, kim jest Rząd,
           ale jeśli chce napisać do mnie list, to jego problem, tylko niech nie oczekuje
           ode mnie odpowiedzi, przynajmniej dopóki nie będę umiał pisać.
             Jej przepowiednia okazała się prawdziwa. To niewiarygodne, ale dwa dni
           później pan Rząd polski wysłał mi list, w którym nakazywał mi przyjść do
     60    szkoły i zacząć się uczyć. Paru rzeczy nie zrozumiałem. Po pierwsze, skoro jest
   57   58   59   60   61   62   63   64   65   66   67