Page 57 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ulica Dolna.
P. 57

Kiedyś słyszałem krzyki rodzącej kobiety na naszym podwórzu. Nie pamię-
             tam imienia, bo ona i jej mąż mieszkali z nami bardzo krótko. Mąż pracował
             w fabryce i zawsze był usmarowany sadzą, dosłownie jak kominiarz. Mimo to
             zawsze się do mnie uśmiechał i mówił mi dzień dobry. Jego żona była drobna
             i chuda i ciągle nosiła ogromny słomkowy kapelusz. Na podwórzu mówio-
             no, że wstydzi się bycia w ciąży. Chciałem ją spytać, dlaczego się wstydzi, ale
             już nie zdążyłem. Kiedy rodziła, prawie całe podwórze zgromadziło się pod
             oknem, ze zmartwionym spojrzeniem. Mężczyźni milczeli, kobiety szeptały:
             „biedactwo”. Którejś się nawet wymknęło: „Dla mężczyzn kobieta to tylko
             rach-ciach w nocy, a cierpienie zostaje dla kobiety”. I wtedy ktoś ją zapytał:
             „Paniusiu, może masz ochotę na rach-ciach?”. Wszyscy się roześmiali, a kobieta
             uciekła, z płonącymi ze wstydu policzkami. Później dowiedziałem się, że ta,
             która rodziła, zmarła. Miała za wąskie łono i dziecko się udusiło.
                Ignac wyznał mi, że nie chce żadnych dzieci, bo dorośli płodzą je, żeby
             mieć na kogo wrzeszczeć i kogo bić. To jest absolutnie nie w porządku, że nikt
             nie pyta dziecka, czy w ogóle chce się urodzić. Ja dodałem, że gdyby ustawić
             kobiety w kolejce i dzieci mogłyby wybrać sobie matkę, wiele by zrezygnowa-
             ło. Ignac przyznał mi rację, stwierdził, że to dobry pomysł i że należałoby to
             wytłumaczyć Bogu. Ja na przykład w ogóle nie chciałbym się urodzić, Ignac
             jest tego samego zdania. Ale nikt nas nie pytał, więc jesteśmy.
                Podobieństwo Dwojry Ganc do drobiu jest wręcz zadziwiające. Ona też
             potrafi godzinami siedzieć bez ruchu – wtedy, gdy nie krzyczy. Jak wam
             mówiłem, czasami gada do siebie. To się zdarza ludziom, którzy nie mają
             z kim porozmawiać. Zanim zjawiliśmy się ja i Ignac, na pewno rozmawiała
             z gęsiami i kurami. Nie zdziwiłbym się, gdybym pewnego dnia usłyszał jej
             gdakanie zamiast wrzasków. Dwojra ma małą głowę, malutkie oczka, długi
             i spiczasty nos oraz usta przypominające dziurę w dupie, takie maciupkie,
             dosłownie jak kurzy dzióbek. Jej twarz jest żółtawa od jakiejś choroby, której
             nazwy nie pamiętam. Ale tak naprawdę, czy to ważne, jak się nazywa choroba?
             Czy ją nazwą Icek, czy Srycek, pozostanie tą samą chorobą. Głowa Dwojry
             cały czas się kiwa, jakby jeszcze nie zdecydowała, po której stronie ma się
             trzymać. Trochę się jej boję. Powiadają, że jej spojrzenie może sprowadzić
             na człowieka nieszczęście. Może tu leży powód jej choroby – być może za
             długo wślepiała się w lustro i ściągnęła na siebie nieszczęście. Każda ciężarna
             kobieta unika jej jak ognia. Potrafi też sprowadzić na człowieka zły sen albo
             całkowitą bezsenność, i to jest rzecz sprawdzona. Kiedyś patrzyła na nią przez
             długi czas Rywka, żona introligatora, reb Schillera, i to w dodatku podczas     55
   52   53   54   55   56   57   58   59   60   61   62