Page 54 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ulica Dolna.
P. 54
Ignac ciągle gadał i gadał. Ze zmęczenia w ogóle nie rozumiałem treści jego
historii. Zacząłem przysypiać i wszystko mi się pomieszało. Na koniec nie było
dla mnie jasne, czy on ogląda gołe kury, czy też kury palą papierosy.
Po prostu ułożyłem się na podłodze koło łóżka reb Icchoka. Czułem smu-
tek, ten rodzaj smutku, który wyraża się u mnie w wewnętrznej pustce. Obok
mnie głośno chrapał reb Icchok. Chrapanie przypomniało mi lokomotywę,
takie puf-puf-puf, następnie poszły w ruch koła lokomotywy, stuk-stuk-stuk.
W końcu lokomotywa chyba zajechała na stację, bo rozległo się przeciągłe
du-du-du. Bezradność zżerała mnie od środka. Postanowiłem, że nazajutrz
dam drapaka. A tymczasem usnąłem. We śnie stałem się maszynistą pędzącym
w stronę Łodzi. Rano obudziłem się przy łóżku reb Icchoka. Siedział i modlił
się, owinięty w tałes, z tefilin na głowie. Przypominał mi w tej pozie jakieś
cudaczne zwierzę, któremu wyrósł róg na czole. Koło pieca siedziała kobieta
w szarej sukience. Widziałem tylko jej plecy. Ignaca nie było w pokoju, cie-
szyłem się, że go nie widać. Domyśliłem się, że to ta Dwojra, o której mówił
reb Icchok. Ręce jej fruwały, widocznie tłumaczyły coś reb Icchokowi. Potem
ręce kogoś odepchnęły. Słyszałem, jak ona mówi do siebie.
Zdarza się to wielu dorosłym, zazwyczaj osobom samotnym. Przypomnia-
łem sobie takiego mówiącego do siebie człowieka, który mieszkał z nami na
podwórzu i nie pamiętał swojego imienia. Był wysoki, chudy i powiadano,
że jest poetą. Czasami widziałem, jak wymachuje rękami na różne sposoby,
jakby uciszając wyimaginowaną publiczność, widocznie gorąco go oklaskiwali,
dlatego próbował ich uspokoić. Raz poszedłem za nim, żeby posłuchać, jak
śpiewa. Na głos recytował sobie wiersze. Nie zrozumiałem ani jednego słowa,
mówił po polsku. Na podwórzu mówiono, że się wychrzcił, dlatego Żydzi
z nim nie rozmawiali. W oczach gojów był po prostu kolejnym Żydem, więc
oni też z nim nie rozmawiali.
Stuknięty Pinchas też gadał do siebie, ale mówił w jidysz i opowiadał bardzo
zabawne historie. Pewnego razu widziałem go siedzącego na dużym kamieniu
i spierającego się z Bogiem. Zdecydowanie byłem po jego stronie i naprawdę
podobało mi się, jak obwiniał Boga o różne rzeczy. Po pierwsze, że zapomniał
o biedakach i o Żydach w niedoli. Po drugie, że nie zgładził wszystkich gojów.
I w ogóle, że Bóg troszkę zbzikował i albo się zestarzał, albo stał się przechrztą.
Potem cytował różne wersety ze świętych ksiąg, aby udowodnić swoją rację.
Jedna rzecz była dla mnie jasna: Bóg nie miał żadnej odpowiedzi.
Znowu przysnąłem.
52 Kiedy się obudziłem, Dwojra i reb Icchok siedzieli przy stole, uśmiechając