Page 52 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ulica Dolna.
P. 52
Staliśmy przed zamkniętymi drzwiami. Furman ponownie zapukał i ude-
rzył w nie pięściami. Rozejrzałem się uważnie po okolicy. Na prawo od domu
stał inny budynek, taki raczej niski i długi, z prawie zapadniętym dachem,
przykrytym śniegiem.
– Tutaj ona hoduje gęsi. Nie czujesz smrodu?
Rzeczywiście teraz poczułem odór ptasich odchodów i usłyszałem gęganie.
Cały budynek ożył. W domu też ktoś się przebudził.
– Kto tam? – spytał chłopięcy głos.
– Wszystko w porządku. To furman Szmil. Jesteśmy gośćmi Dwojry.
– Dwojry nie ma w domu. Wróci wieczorem.
– Wiemy. Powiedziała, żebyśmy zaczekali w domu. Przyjechaliśmy kupić
gęsi. Otwórz, bo będzie zła, jeśli nas nie wpuścisz.
Drzwi otworzyły się skrzypiąc. W progu stał chłopiec w futrzanej czapce
i długim do kolan palcie. Nie widzieliśmy twarzy, bo ukrył ją w cieniu.
– No, chłopcze, jak na ciebie wołają?
– Ignac.
– Jak masz na imię w jidysz? Ignac to gojowskie imię.
– Icchok.
– Oho, piękne masz żydowskie imię. No dobra, teraz w domu będą dwa
Icchoki, a tymczasem pomożesz wnieść drugiego Icchoka do domu.
Reb Icchok wciąż spał. Worki, którymi był okryty, unosiły się wraz z jego
oddechem. Bardzo trudno było go dobudzić. W końcu usiadł i rozejrzał się
zdziwiony.
– No, dotarliśmy do Dwojry?
Pomogliśmy mu wstać, podtrzymywaliśmy go aż do drzwi i ułożyliśmy
w łóżku.
– No, Awrumie Lajb, muszę się zbierać – powiedział furman. – Dość
czasu na was strwoniłem. Żona czeka w domu.
Pożegnaliśmy się uściskiem dłoni, jak mężczyźni.
– No, Awrumie Lajb, jeszcze się zobaczymy. – Furman chciał się też po-
żegnać z reb Icchokiem, ale ten znowu zasnął.
– Dawajcie mu dużo gorącej herbaty i niech śpi do woli.
Dzwonki u końskiej szyi obwieściły, że wóz się oddala. Żal mi było, że
odjechał. Chciałem za nim pobiec i podziękować za wszystko.
Kiedy zostaliśmy sami, chłopak zwrócił się do mnie:
– Mów mi Ignac, nie podoba mi się imię Icchok.
50 Skinąłem głową na zgodę.