Page 51 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ulica Dolna.
P. 51

– Nie wiem. Przyjechałem z reb Icchokiem. Już od dawna z nim jestem,
             a teraz on chce mnie zostawić u niej, bo sam zamierza się ożenić daleko stąd.
                I bez żadnej zachęty zacząłem mu opowiadać, że moja mama jest w Wilnie,
             że mieszkałem na ulicy Zgierskiej, a potem na Dolnej, koło remizy strażackiej,
             i jeśli nie będzie mi dobrze u Dwojry, to wrócę do Łodzi, i że mój ojciec jest
             skurwysynem, i uciekł.
                – O nie, nie osądzaj go. Nie wiesz, co się stało… Posłuchaj, jeśli nie będzie ci
             u niej dobrze, możesz mnie odwiedzić, mieszkam parę chałup dalej za domem
             Dwojry. Pytaj o furmana Szmila. No, oto dom Dwojry.
                Przed nami stał piętrowy dom, otoczony mnóstwem balkonów, jakby
             się nimi opasał, żeby nie upaść. Z dwóch kominów unosił się wątły dym.
             Z małego okienka, prawie całkowicie zasypanego śniegiem, przebłyskiwało
             mizerne światełko. Miałem złe przeczucia. Każdy dom z biegiem czasu przy-
             biera twarz i charakter tego, kto w nim mieszka. W domu starców zazwyczaj
             znajduje się dużo zieleni, dach jest pochylony i często wsparty na drewnia-
             nych belkach, jak starzec z laską w dłoni. W domach bogaczy drzwi i okna
             są pozamykane, a sam dom jest pobielony i umalowany jak kobieta. Drzwi
             są czerwone, markizy zacieniają okna niczym rzęsy, a nad tym wszystkim
             góruje wysoki dach, dumny ze swojej własności. Próbowałem odgadnąć,
             kto zamieszkuje budynek wznoszący się przed nami, zrozumieć charakter
             jego lokatora. Wyobraziłem sobie, że mieszka w nim jakieś samotne stworze-
             nie, a w środku zieje pustką. Mieszkająca tam osoba nie wychodzi z domu
             i tylko nieliczni ludzie ją odwiedzają, sądząc po spiętrzonych przed drzwiami
             zaspach śniegu.
                Nasz wóz przystanął. Furman wygramolił się ociężale, podszedł do drzwi
             i załomotał w nie pięściami. Ze środka nie było żadnej reakcji, tylko olbrzy-
             mi pies na grubym łańcuchu odszczeknął coś w rodzaju rozleniwionego
             „hau-hau”, żeby wywiązać się z obowiązku. Jakby chcąc nam powiedzieć:
             „Muszę zaszczekać, bo taką mam robotę, ale osobiście wolałbym, żebyście
             nie przeszkadzali mi w spaniu”. Miałem przeczucie, że zaprzyjaźnię się z tym
             wielkim psem. Furman pogłaskał psa, żeby wpuścił nas do domu.
                – No, Łatka, uspokój się. A ty, chłopcze, nawet nie zapytałem, jak masz
             na imię. – A po chwili zwrócił się do Łatki, jakby mnie przedstawiał: – To
             jest Awrum Lajb. Będzie tu z tobą mieszkał.
                Pies uspokoił się i na znak przyjaźni pomerdał ogonem. Podszedłem do
             niego i ostrożnie pogłaskałem.
                – Nie wiem, jak ci się ułoży z Dwojrą, ale z psem, jak widzę, się dogadasz.  49
   46   47   48   49   50   51   52   53   54   55   56