Page 47 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ulica Dolna.
P. 47
– Reb Iccchoku, wstań. Pomogę ci dojść do domu Dwojry Ganc.
Usiadłem przy nim. Senność uciekła ode mnie. Rozbudzony jestem, że aż
strach. Muszę go uratować. Czym prędzej ułożyłem modlitwę.
…Posłuchaj, Boże, nie wiem, jakie masz porachunki z reb Icchokiem. Racja,
być może gniewasz się na niego. Być może on gniewa się na Ciebie. Nie chcę
się między was wtrącać, bo naprawdę nie wiem, kto ma słuszność. Ale jeśli on
umrze tutaj w śniegu, to nie będziecie mogli się ze sobą pogodzić. Nie wiem,
jak dobrze go znasz. Ale wiedz, że to najlepszy człowiek, jakiego spotkałem.
Nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo mi pomógł pozostać Żydem, i to nie
byle jakim Żydem, ale dumnym Żydem. Jeśli zechcesz i będziesz miał czas,
wszystko Ci przy okazji opowiem. Nie wiem, czy Ci wiadomo, ale kiedy goje
na nas nasikali za to, że jesteśmy Żydami, on nie przestał w Ciebie wierzyć.
Myślę, że Bóg przyjął moją modlitwę jako materiał do przemyślenia, bo
wobec takiej perswazji nawet On ustępuje. I w tym momencie usłyszałem
zbliżające się powolutku brzęczenie dzwonków. Z tumanu śniegu wyłonił się
wóz, na którym siedział furman w futrzanej czapce naciągniętej aż na nos,
owinięty derką i całkowicie przysypany śniegiem.
– Co się stało? – zapytał w jidysz.
Pokazałem mu leżącego na śniegu reb Icchoka.
– Chodź, pomóż mi go podnieść – powiedział furman spod derki.
Zaciągnęliśmy go obaj do wozu. Z trudem udało nam się go dźwignąć.
Przykryliśmy go słomą i workami, których pełno było na wozie. Ja też otuliłem
się workami i słomą. Furman wyjął z kieszeni flaszkę wódki. Ręce miał wciśnięte
w wełniane rękawice. Z trudem zdołaliśmy otworzyć reb Icchokowi usta.
– Ja mu przytrzymam gębę, a ty gówniarzu będziesz powolutku wlewał
wódkę, żeby się nie zadławił.
Z każdym kolejnym łykiem na twarz reb Icchoka wracało coraz więcej
oznak życia.
– Teraz weź trochę wódki i potrzyj mu gębę, zwłaszcza uszy, żeby się nie
odmroziły.
Zrobiłem tak, jak mi kazał.
Reb Icchok otworzył oczy i spoglądał na mnie i na furmana, jakby wrócił
z jakiejś długiej podróży.
– Gdzie ja jestem?
– Jesteś w rękach Żydów, nic się nie martw.
– Bogu niech będą dzięki – wymamrotał reb Icchok. Nagle dostrzegł
mnie: – Awrumie Lajb, wszystko dobrze z tobą? 45