Page 45 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ulica Dolna.
P. 45

Mama zawsze wbijała mi do głowy, że  po polsku mówi się tylko wtedy, gdy
             to naprawdę niezbędne. Ciągnące wóz konie były przystrojone mnóstwem
             kolorowych wstążek. Na szyjach wisiały im dzwonki, przy każdym ruchu
             brzęczące jak kościoły. Również sami goje i gojki byli wystrojeni. Gojki miały
             na głowach wianki, a goje czerwone kapelusze z piórami.
                – Zejdźmy z drogi – szepnął reb Icchok. – Z gojami nigdy nic nie wiadomo.
                Ale nie zdążyliśmy. Goje popędzali swoje konie.
                – Hej, Żydzi, a gdzie tak uciekacie? – zawołał jeden z nich, trzymając
             w ręku butelkę z jakimś płynem.
                – Chodźta, napijta się z nami – zaproponował inny, starszy od tamtego.
                – Chodź, wypijmy parę łyków, żeby się ich pozbyć – zaproponował cicho
             reb Icchok.
                Kiedy podeszliśmy bliżej, jeden z gojów wystawił siusiaka i oddał na nas
             mocz. To było tak niespodziewane, że stanęliśmy jak wryci. Goje ryknęli
             gromkim śmiechem, klaszcząc przy tym w ręce. Ich zachwyt osiągnął szczyt,
             gdy do szczającego dołączyło paru innych. Ja i reb Icchok staliśmy całkiem
             mokrzy od sików. Goje pękali ze śmiechu.
                – Maryśka, a pokaż im, co tam masz. Niech wiedzą, że nie masz nic do
             ukrycia.
                Ta, którą nazwali Maryśką, podkasała spódnicę i pokazała nam tyłek.
                – Maryśka, pokaż im z drugiej strony.
                Kobieta odwróciła się, uniosła spódnicę i pokazała swoją siuśkę. Na twarzy
             starszego goja widać było coś w rodzaju zakłopotania.
                – No, no, no, wystarczy. Umoczylim ich jak trza w święconej wodzie. Nie
             ma czasu, mus zdążyć do kościoła.
                Wóz prędko odjechał. Patrzyłem na reb Icchoka, ocierającego twarz wiązką
             trawy. Zrobiłem to samo. Obaj cuchnęliśmy moczem. Gojowski wóz zniknął
             w tumanie kurzu. Na mnie nie zrobiło to wielkiego wrażenia, ale bardzo było
             mi żal reb Icchoka.
                – No, Awrumie Lajb, chciałbyś być taki jak oni, żeby nie cierpieć jako Żyd?
                Myślę, że w tym przypadku szatan popełnił straszny błąd, bo na własne
             oczy zobaczyliśmy, w jakie stworzenia radził nam się zmienić. Nic nie odpo-
             wiedziałem. I wtedy przez chwilę zrozumiałem cel jego opowieści.
                – Cierpienie Żyda jest szlachetne. Wiesz, Awrumie Lajb, jest pewien
             werset, który wszystko wyjaśnia, napisano w nim: „Ty nas wybrałeś spośród
             wszystkich ludów”. „Ty nas wybrałeś”, a nie „Wybrałeś nas Ty”. A co znaczy
             taka kolejność słów? Że najpierw ty sam musisz dokonać wyboru, aby być   43
   40   41   42   43   44   45   46   47   48   49   50