Page 41 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ulica Dolna.
P. 41

ochryple „kra, kra, kra”. Ciekawi mnie ich język, być może wiedzą coś, czego
             my nie wiemy? Może chcą nam powiedzieć to, o czym wiedzą, a może nas

             przeklinają? Moja mama mówiła, że  kruki zawsze zwiastują śmierć, czekają
             na chwilę słabości, by zaatakować ludzi. Mam ochotę powiedzieć to reb
             Icchokowi, ale z powodu silnego wiatru trudno mi mówić, a on zapewne
             nie usłyszy.
                Nad nami księżyc bawi się w chowanego z chmurą. Znika i wraca, znika
             i znów się pojawia. Ja też chętnie pobawiłbym się w chowanego z chmurą.
             Poturlałbym się do jej wnętrza, a ona na pewno zaniosłaby mnie do krajów,
             których nikt nie odwiedził, może do kraju, w którym nie ma śniegu, gdzie
             nie ma mrożącego krew w żyłach wiatru. Słyszałem wiele opowieści o kraju,
             w którym zawsze świeci słońce. Tak, jest jeden kraj, w którym zawsze jest
             ciepło. I co niewiarygodne, na drzewach rosną tam pomarańcze. Widziałem
             kiedyś pomarańczę u rodziców Bronka. Już sama pomarańcza wyglądała jak
             małe słońce. Taka czerwonawa i pachnąca. Pogłaskałem ją, lizałem, aż pani
             Wolff wyjęła mi owoc z ręki. Ale i tak udało mi się zdrapać z niej kawałeczki
             skórki i schować głęboko do kieszeni. Kiedy nikogo nie było w pobliżu, za-
             mknąłem oczy i wyobraziłem sobie, jak wygląda całe takie całe drzewo. Na
             koniec oddałem skórki tkaczowi Boruchowi. Żona Borucha starła skórki na
             tarce i dodała do ciasta, a malutki kawałeczek zagotowała w herbacie. Piliśmy
             tę herbatę, jakby to było wino hawdalowe . Po każdym łyku wzdychaliśmy:
                                                 19
             „Oj, oj, oj, a-mechaje!”, a Boruch powiedział mi, że kiedy przyjdzie Mesjasz
             i zabiorą nas do słonecznej krainy, nikt tam nie będzie pracował, a my przez
             cały dzień będziemy się wylegiwać pod drzewem pomarańczy i jeść z niego, ile
             dusza zapragnie. Przy innej okazji reb Icchok na pewno chętnie wysłuchałby
             mojej opowieści o dniach Mesjasza, ale teraz biała, pomarszczona maska spo-
             gląda na mnie pustymi oczami. Moją twarz też zdobi śnieżna maska. Patrzymy
             jeden na drugiego i milczymy.
                Przez chwilę zastanawiam się, jak to możliwe, że reb Icchok w jednej chwili
             się zestarzał. Przecież nie dalej jak wczoraj był jeszcze młody, żwawy, pełen
             życia i wiary, był pewien, że Żydzi potrzebują jego i jego opowieści, że dzieło
             opowiadania to święta posługa. I nagle jak gdyby coś w nim pękło. Przedtem
             chodził wyprostowany, teraz jest dosłownie zgięty wpół. Któregoś razu reb
             Icchok opowiedział mi historię, która wydarzyła się w jego mieście.




             19   Hawdala (hebr.) – uroczysta ceremonia pożegnania szabatu, odprawiana w sobotę wieczorem.   39
   36   37   38   39   40   41   42   43   44   45   46