Page 37 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ulica Dolna.
P. 37

– Jeśli go spotka i będzie znała właściwe słowa, on do niej wróci. Sekret
             tkwi w słowie. Za pomocą słowa stworzony został świat.
                Gdybym miał spisać wszystkie historie reb Icchoka, na świecie zabrakłoby
             papieru i atramentu.
                Pozostaliśmy w tym domu jeszcze przez kilka dni, dopóki noga reb Ic-
             choka nie wydobrzała. Kiedy przyszło się rozstać z reb Naftulim i ze Zlatą,
             miałem poczucie, że jeszcze się zobaczymy. Później w każdym miasteczku
             przyjmowano nas równie serdecznie. Czasami chodziliśmy od podwórka do
             podwórka, tak jak w Aleksandrowie. Któregoś razu jechaliśmy pociągiem
             i tam też Żydzi zebrali się wokół nas, aby posłuchać opowieści. Parę razy
             gościliśmy, ja i reb Icchok, w domach ludzi samotnych, pomagając wdowom
             wydoić kozy, naprawić płot, dach albo drzwi, które się obluzowały czy po-
             łamały. Zimę spędziliśmy, wędrując furmankami. Parę nocy przespaliśmy
             na stacjach kolejowych. Ale ostatnio, z nadejściem wiosny, reb Icchok zaczął
             się upijać i popadać w przygnębienie. Trudno go było rozpoznać. To był po
             prostu inny człowiek, targany wątpliwościami.
                – Awrumie Lajb, starzeję się. Boję się, że zostanę sam. Nogi nie są już takie
             jak kiedyś. Oczy też nie. Siły mnie po prostu opuszczają.
                Zauważyłem, że czasami przysypia w środku opowieści. Strasznie było
             mi za niego wstyd. On też się wstydził następnego dnia. Któregoś wieczoru
             powiedział mi przy wjeździe do Kielc:
                – Zostaniemy tu przez kilka dni, a potem zdecydujemy, co dalej. Mam
             tutaj siostrę, przez którą odbieram listy. Moja siostra jest wdową. Na szczęście
             wyuczyła się zawodu, jest zielarką, nie brakuje jej środków na życie.
                Siostry nie zastaliśmy w domu. Okazało się, że pojechała po lekarstwa
             do innego miasta. Ale zostawiła listy u sąsiadki. Usiedliśmy na schodach,
             ja z woreczkiem chleba i chałkami, które dano nam w którejś piekarni. Reb
             Icchok był zajęty czytaniem. Obserwowałem wyraz jego twarzy, kiedy czytał.
             Miałem przeczucie, że wkrótce się rozstaniemy.
                Po długim milczeniu zapytałem reb Icchoka:
                – Czy chcesz dalej jechać sam?
                – Awrumie Lajb, nie pojadę sam. Ani nie zostanę sam. Ożenię się i prze-
             prowadzę do Grodna. Nie mam siły do wędrowania. Pojadę do Grodna
             i tam, jeśli chcesz, zamieszkasz z nami, a jeśli nie, rozstaniemy się i każdy
             ruszy w swoją drogę.
                Nie odpowiedziałem. Tylko poczułem, że jakaś pijawka wysysa mi
             serce. I że będę w środku pusty. Po prostu jak puste naczynie. W takich   35
   32   33   34   35   36   37   38   39   40   41   42