Page 359 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ulica Dolna.
P. 359

wiatr i jedno frunie sobie jak ptak. Trzepocze się nad czarną chmurą na niebie.
             Zanim prześcieradło zniknęło, zatrzymało się na chwilę nad naszymi głowami
             i pomachało kwadratowymi skrzydłami, po czym podmuch wiatru uniósł
             je w dal. Wszyscy wpełzamy pod wóz przemoknięci i dygoczący z zimna.
             Mnie interesuje teraz, dokąd leci prześcieradło. Zazdroszczę mu. Gdybym
             był wyższy, mógłbym chwycić jeden z jego rogów i pofrunąć razem z nim.
             Mama opowiadała mi kiedyś o chłopcu, który latał na skrzydłach ptaka.
             Ciekawe, czy to prawda.
                – Mamo, czy ptak może unieść dziecko na skrzydłach?
                – Awrumie Lajb, zamiast gadać bzdury, co wypada niemowlęciu,
             a nie chłopcu w twoim wieku, lepiej byś się pomodlił, żeby deszcz przestał
             padać.
                Właśnie że nie będę się modlić. Raczej pomyślę o chłopcu, na którego
             miejscu chciałbym się znaleźć.
                Deszcz i wiatr ucichły tak szybko, jak się zaczęły, natomiast łoskot prze-
             taczanych beczek nie ustawał. Godel powiedział mi kiedyś, że błyskawica na
             niebie to znak, że Bóg pokłócił się z żoną i ona rzuca w niego beczkami. Ta
             opinia bardzo do mnie przemawia, bo naprawdę wszystkie kłótnie, których
             byłem świadkiem, są podobne do tego zjawiska. Chciałbym zapytać mamę
             o opinię Godla, ale nie mam odwagi.
                – Czy widzisz, Awrumie Lajb, jak pomaga modlitwa? – szepcze do mnie
             mama. Gdy tylko zaczęliśmy się modlić, deszcz przestał padać.
                W kilku miejscach naraz rozpalają się ogniska. Koło nas też ktoś rozniecił
             ogień. Wszyscy stajemy dookoła, z naszych ubrań unosi się para. Przerażają
             mnie cienie przy ognisku. Straciły ludzki kształt, jakby fruwały w powietrzu
             razem z ulatującą z nich parą. Widziałem kiedyś książkę z obrazkami piekła.
             Tam też postacie otoczone były płomieniami na tle nocy. Gdy kładliśmy się
             spać, niebo wciąż przecinały błyskawice. Rano obudziło nas słońce. Niebo
             było czyste i błękitne jak dobry sen. Z nocy pozostały tylko błoto i kałuża
             na środku dziedzińca. Bejle zniknęła. Zgodnie z wyjaśnieniami mojej mamy
             poszła się rozpytać, kiedy zjawi się cadyk.
                – Awrumie Lajb, zobaczysz, jak odmieni się nasze życie, gdy wręczymy
             Rebemu kwitłech. Napisałam mu tam wszystko, co leży mi na sercu. Na-
             pisałam do niego tak, jak się pisze do ojca. Sam zobaczysz, jaki cud nam się
             jeszcze przydarzy.
                Wokół mnie rośnie podekscytowanie. Z ust do ust przekazywana jest
             wieść, że za parę minut cadyk wyjdzie z domu. Nie wiadomo, kto wypuścił   357
   354   355   356   357   358   359   360   361   362   363   364