Page 358 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ulica Dolna.
P. 358

problem z nawiązaniem z nią kontaktu, ale teraz, gdy stałem się zazdrośnikiem
           i usłyszałem, że ma wielu zalotników, zupełnie nie wiem, jak zabiegać o jej
           względy. To bardzo dziwne. Uświadamiam sobie, że ze mną zawsze tak jest.
           Kiedy mam dużo do opowiedzenia, nie wiem, od czego zacząć. Spytałem
           ją, czy lubi gruszki. Bo ja bardzo. Okazało się, że ona też. Poprosiłem więc,
           żeby zaczekała na mnie tutaj, przy wychodku dla kobiet, i z ciężkim sercem
           pognałem do Symchy, oferując mu swoją procę w zamian za pięć dużych gru-
           szek. Gruszki zjedliśmy na miejscu. Jadła, śmiejąc się przez cały czas. Miałem
           wrażenie, że ze mnie się śmieje, co mnie rozzłościło. Po jedzeniu zapytałem,
           czy mogę ją przytulić. Okropnie się przestraszyła i powiedziała, że   ma już
           innego chłopaka i bardzo go kocha. To jeszcze bardziej podsyciło mój gniew.
             – Więc czemu zjadłaś moje gruszki?
             – Bo lubię gruszki – odpowiedziała, parskając śmiechem.
             Byłem strasznie urażony. Nie dość, że sprzedałem ulubioną procę, to
           jeszcze ona zjadła moje gruszki, a do tego się ze mnie śmieje. Nie wytrzyma-
           łem, zdzieliłem ją pięścią z całej siły i natychmiast uciekłem. Już po drodze
           zacząłem żałować swojego postępku. Potem wybuchła kłótnia między moją
           mamą i jej ciotką. Ciotka krzyczała na mamę, że hoduje bandytę i że sama
           da mi nauczkę. W odpowiedzi mama stwierdziła, że   tylko ona ma prawo
           mnie bić. Wszystkie kobiety dookoła ją poparły. Na koniec ciotka zażądała
           od mamy, żebym ja też chodził z podbitym okiem jak Fela.
             – Nikt mnie nie będzie uczył, jak mam bić swojego syna – odparła mama.
             Wprawdzie nie miałem podbitego oka jak Fela, ale paru porządnych klap-
           sów mi nie oszczędziła. Kazanie, które usłyszałem przed laniem i po nim,
           dotyczyło tego, że dziewczyny to rzecz delikatna, nie wolno na nie podnosić
           ręki, a zasłużone klapsy będą nauczką na przyszłość. Nie zgodziłem się z tą
           opinią, ale jak tu wytłumaczyć mamie, że moim zdaniem przytulenie się do
           kogoś w zamian za kilka gruszek nie jest wygórowaną ceną. Obiecałem sobie,
           że nigdy nie uderzę dziewczyny, której tak pilnuje jakaś ciotka.
             Wieczorem zaczęło mocno padać i cały dziedziniec zamienił się w błotniste
           bajoro. Raz po raz niebo rozświetlały błyskawice, chyba ktoś na górze toczył
           beczki po brukowanej drodze. Bardzo się boję tych błysków ognia. Trwa to
           sekundy, ale mnie się zdaje, że wieczność. W świetle błyskawicy twarz mojej
           mamy wygląda jak przerażająca maska   pomalowana na czerwono. Maska
           Bejle modli się z zamkniętymi oczami. Dalej, przy płocie siedzi jeszcze kilka
           kobiet, przytulonych do siebie, z prześcieradłami na głowach. W prześciera-
    356    dłach jest mnóstwo dziur, deszcz kapie im na głowy. Poza tym rozwiewa je
   353   354   355   356   357   358   359   360   361   362   363