Page 356 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ulica Dolna.
P. 356
zupę za darmo. A kto nie ma talerza, dostaje zupę w głębokiej blaszanej misce.
Kolejka po zupę jest dość długa. Dzięki temu mogę ustawić się po kilka porcji.
Część zostawiamy sobie na kolację.
– Widzisz, Awrumie Lajb, martwiliśmy się, że nie będziemy mieli jedzenia,
a teraz mamy go pod dostatkiem. Bóg nas nie opuszcza.
Bejle też tak sądzi. Kiedy brzuchy mają pełne, myśli o Bogu przychodzą
im naturalnie.
Ciekawe, ale chyba wszystkie dzieciaki pomyślały o tym samym. W tutejszej
okolicy uprawia się dużo kartofli. Trzeba tylko się upewnić, czy goje nie zauważą,
i wtedy się kradnie. Przywódcą bandy jest Symcha. Jest mniej więcej w moim
wieku, ale ma już dziewczynę i za pięć lat zamierza się ożenić. Nie zdradza nam
jej imienia. Jest o nią bardzo zazdrosny. Przyjechał tu z rodzicami ze względu
na swoją siostrę. Jest bardzo chora i rodzice przybyli zapytać Rebego, czy wolno
jej jeść wieprzowy szmalec i przyjmować lekarstwa od gojów.
– Na pewno niedługo umrze, więc dostanę po niej rower – snuje plany
Symcha. – Nikt nie wie, co to za choroba. Siostra po prostu chudnie z dnia
na dzień.
Symcha wyjawia nam również, że oprócz kradzionych z gojowskich pól
kartofli, podkrada także z kuchennej piwnicy.
– Jest tam małe okienko. Ty i ja możemy bez trudu się przedostać.
Nie wiem, czemu tak nagle się zaprzyjaźniliśmy. Symcha po prostu pod-
szedł do mnie, gdy stałem w kolejce po zupę, długo na mnie patrzył, po czym
najzwyczajniej w świecie zaproponował:
– Masz oczy złodzieja i właśnie kogoś takiego szukam. Jeśli chcesz, możemy
zostać wspólnikami. Jedzenia nam nie zabraknie.
Od razu się zgodziłem. On wymienia kartofle na gruszki, a gruszki na
wszystko, co ma jakąś wartość. Na przykład scyzoryk, proca, guziki czy gli-
niane gwizdki. Oczy Symchy ani przez chwilę nie odpoczywają. Twarz ma
okrągłą i czerwoną jak pomidor. Cały czas wymienia jakieś rzeczy, coś daje
i w zamian dostaje coś innego. Jak dorośnie, przyrzeka mi, będzie miał statek,
którym będzie przywoził pomarańcze z Ziemi Izraela, szykuje się więc, że
przed ślubem zostanie bogaczem.
Hersz jest najsilniejszy w bandzie. Ma szeroki i miękki nos, bez kości. Jak
dorośnie, zostanie bokserem, tak twierdzi. Na razie zgarnia pod siebie tyle, ile się
da. Naprawdę go nie lubię. Jest w nim coś nieprzeniknionego, jakby w środku
schował się jakiś głaz. Szczególnie boję się wtedy, kiedy on się uśmiecha. Rodzice
354 przywieźli go, żeby otrzymać dla niego błogosławieństwo od Rebego.