Page 347 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ulica Dolna.
P. 347
dwie kobiety. Jedną z nich znam. Wiadomo, że jej mąż choruje na gruźlicę.
Najciekawszym przypadkiem jest dziewczyna, w którą wstąpił dybuk. Siedzi
z zamkniętymi oczami i nieustannie wykrzykuje niezrozumiałe słowa. Wszyscy
się jej trochę boją. Na początku podróży „Ojojojek” próbował wetknąć palec
w nos dziewczyny z wyłupiastymi oczami. Na co ona ugryzła go w palec,
aż krew skinęła. Wrzaski powstrzymuje jego mama kilkoma porządnymi
klapsami. „Ojojojek” wygląda na zszokowanego i jeszcze bardziej się ślini.
Dziewczynka też dostaje klapsa i głowa jej się huśta na boki. Zamykam oczy.
Nie chcę oglądać tego przedstawienia.
Już na początku podróży goje obsypali nas gradem kamieni i okrzyków:
„Żydzi do Palestyny!”. Żaden kamień w nas nie trafił, co wszyscy uważamy za
cud. Bejle twierdzi, że to dzięki Rebemu. Nasz furman Gedalia bez przerwy
klnie. Swojego konia beszta, twierdząc, że nie wolno mu było urodzić się
koniem, bo zgodnie ze swoim charakterem powinien przyjść na świat jako
małpa albo robak. Nam zarzuca, żeśmy w ogóle się urodzili, bo to zniewaga
dla całej natury. Cadyka oskarża, że jest śmierdzącym oszustem i wysysającą
krew pijawką. Na Boga złości się za to, że na nas nie zwymiotuje. Mnie jego
przekleństwa bardzo śmieszą, co denerwuje mamę. Twierdzi, że zgodnie ze
swoim charakterem, powinienem być jego synem. Ale co ja poradzę, że mnie
to śmieszy?
„Ojojojek” znalazł sobie nową zabawę. Bawi się swoim siusiakiem. Dziew-
czynka z huśtającą się głową patrzy na niego z zaciekawieniem. Oboje do-
stają po gębie i znowu wszystko wraca na swoje miejsce. Mama trzyma
w ręku książkę „Psalmy” i nieustannie się modli. Ja popadam w całkowi-
tą obojętność, jakby wyjazd wcale mnie nie dotyczył. W duchu planuję,
że kiedyś nakręcę film o tej wyprawie i pokażę w nim wszystkie najdrob-
niejsze szczegóły, na przykład zwracam uwagę na stroje kobiet, mężczyzn
i dzieci oraz na kształt tobołków. Usiłuję wyryć sobie w pamięci zwie-
rzęcy wygląd dziewczynki, jej uszczęśliwiony uśmiech, twarz „Ojojojka”
i szmer modlitwy mojej mamy, który brzmi jak kapanie wody. „Ojojojek”
znów dostał parę klapsów za pokazywanie języka każdemu mijanemu go-
jowi. Nad nami krąży chmara much. Okazuje się, że „Ojojojek” znowu
zesrał się w spodnie. Jego matka bez przerwy go przeklina. Zmienia mu
majtki. Wszystkie te szczegóły staram się zapamiętywać, dzięki czemu ła-
twiej mi zachować dystans. Nie przeszkadza mi nawet gówno „Ojojojka”
ani głupkowate spojrzenie dziewczynki. Dla mnie są aktorami w filmie
i niczym więcej. 345