Page 342 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ulica Dolna.
P. 342

zabierzemy. Przysłowie mówi, że ubodzy z naszego miasta są na pierwszym
           miejscu. Nie znam jeszcze wszystkich ubogich z naszego miasta ani nie chcę
           ich poznać. Nie interesują mnie. W domu Bejle znajduje się główny sztab do-
           wodzenia kolejką ludzkich kłopotów. Boże, zrób coś, nie bądź taki niemrawy,
           w przeciwnym razie będę musiał pojechać.
             I faktycznie zdarzył się cud.
             Tego wieczoru zostałem sam. Cóż za przyjemność – nie widzieć ich ani
           nie słyszeć. Nagle usłyszałem kroki na schodach. Po chodzie poznałem, że to
           Bejle. Po chwili usłyszałem jej głos.
             – Cypko, otwórz drzwi, żeby wpuścić trochę światła, bo nie widzę drogi.
             Po cichu uchyliłem drzwi, ale niezbyt szeroko, mając nadzieję, że sama złamie
           nogę i nie będę miał wyrzutów sumienia. Bo jeśli zrobi to Bóg, to niech Imię
           Jego będzie błogosławione, jak powiada Bejle. Jego nikt nie będzie obwiniał, ze
           mną to całkiem inna historia. Gdyby się dowiedzieli, że to ja, byłbym mordercą
           ludu Izraela, gojowską duszą. Ale Bogu wszystko wolno.
             Koło drzwi stoi skrzynka z kilkoma butelkami piwa. Uniosłem ją i zawo-
           łałem głosem, który udawał, że dochodzi z daleka:
             – Bejle!
             W ciemności dostrzegłem sylwetkę, która na chwilę przystanęła. W tym
           momencie upuściłem skrzynkę w jej stronę. Przez kilka sekund panowała
           straszna cisza. Ale potem rozległ się krzyk jak grzmot z nieba:
             – Szma Israel!
             Byłem strasznie na siebie zły, że nie wyrządziłem jej krzywdy. Gdyby
           była tam druga skrzynka, na pewno naprawiłbym sytuację. Nie wiem, skąd
           zjawiło się nagle tylu ludzi. Pośród nich rozpoznałem głos mamy i reb Mor-
           dechaja. Byłem strasznie spanikowany. Prędko wskoczyłem do łóżka, udając,
           że śpię. Jak przez sen słyszałem ludzi dziękujących Bogu za cud uczyniony
           Bejle. Nie rozumiem go, dlaczego jest przeciwko mnie, dlaczego trzyma
           stronę Bejle.
             – Nie wiem, jak spadła ta skrzynka. Dosłownie kilka centymetrów ode
           mnie. Nie uwierzycie, ale ostrzegł mnie jakiś głos z góry: „Bejle!”. To był
           głos mojego męża. Znam go. Słyszałam naprawdę tak, jak teraz słyszę wasze
           głosy. Bóg pozostawił mnie przy życiu, żebym mogła wypełnić tę micwę,

           pojechać z cierpiącymi do Rebego. Prawda jest taka, że  do tej pory miałam
           różne wątpliwości, ale teraz wiem, że to mój obowiązek.
             Wszyscy patrzą na Bejle. Tylko moja mama spogląda na mnie. Ma trium-
    340    falną minę, jakby chciała powiedzieć: „A nie mówiłam ci, że ona jest święta?”.
   337   338   339   340   341   342   343   344   345   346   347