Page 336 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ulica Dolna.
P. 336

Co mamy do stracenia, sam widziałeś, że ledwo uszliśmy z życiem w poprzed-
           niej podróży. Bejle powiedziała, że przyjeżdżają do niego setki kobiet, a on
           wszystkim pomaga, więc czemu i nam miałby nie pomóc? Nie możemy się
           poddać w tej sytuacji.
             Nie wiem, jakim cudem Bejle usłyszała naszą rozmowę. Ma uszy długie
           jak szatan. Nie dość, że zaraz przybiegła, to jeszcze od razu wiedziała, o czym
           rozmawiamy, i wyciągnęła z rękawa historie o tysiącu kobiet, którym Rebe
           pomógł i dziś są szczęśliwe. Mama milczy, patrzy na mnie, czekając na od-
           powiedź.
             Zamiast mnie odpowiada Bejle:
             – Z bożą pomocą pojedziemy wszyscy. Nie będziecie podróżować sami.
           Poprzednio podróżowaliście sami, teraz trzy wyładowane wozy pojadą do
           Rebego.
             Bejle nie odpoczywa ani przez moment. Kręci się jak fryga. Tutaj zaparza
           herbatę, tam nastawia zupę, czyści nam garnki, zostawia nas na chwilę, a po
           kilku minutach wraca z ciastem z rodzynkami. Naprawdę jej nienawidzę. Ale

           prawda jest taka, że  nie daje mi powodu, żeby się na nią gniewać. Cała jest
           dobrą wolą i cierpliwością. Nawet w stosunku do mnie. Choć wystawiam jej
           cierpliwość na próbę. Naprawdę ma cierpliwość wielkości góry. Nic jej nie ruszy
           z posad. Wydaje mi się, że tylko człowiek przepojony silną wiarą jest w stanie
           mnie znieść. W cadyku pokłada Bejle niezachwianą ufność. Ciągle powtarza,

           że  czegokolwiek dotknie, obraca się w błogosławieństwo. A mnie obiecuje,
           że cadyk też mi pobłogosławi, po czym dorosnę i zostanę pobożnym Żydem.
           Stopniowo zaczynam jej wierzyć, pomysł z wyjazdem zdaje mi się rozsądny.
           Po prostu udamy się do Rebego, pobędziemy tam dzień czy dwa i wrócimy.
           Przekażemy mu kwitłech, zrobi jakiś hokus-pokus i będziemy szczęśliwi. Do-
           brze wiedzieć, że nie będziemy sami, lecz pojedziemy w towarzystwie innych
           Żydów. Dobrze też wiedzieć, że nie tylko my toniemy w kłopotach. I w ogóle,
           jak mówi mama, kłopoty innych to połowa pociechy. A poza tym chcę wam
           powiedzieć, że Bejle jeździ do niego co roku, i spójrzcie, jak dobrze się trzyma.
           Jest znacznie starsza od mojej mamy, ale wygląda jak jej córka. Za każdym
           razem gdy wypowiada słowo „Rebe”, zwraca oczy ku niebu i mamrocze do
           siebie: „Sprawiedliwy. Odkupiciel ludu Izraela”. Niekiedy mam wrażenie, że
           zaraz zemdleje ze wzruszenia.
             Kilka dni temu wtargnęła do naszego domu. Celowo mówię „wtargnęła”,
           bo najpierw załomotała w drzwi pięściami jak wariatka. Już za drzwiami
    334    słyszałem krzyki:
   331   332   333   334   335   336   337   338   339   340   341