Page 332 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ulica Dolna.
P. 332
Skąd wiedziała, że ma przyjść akurat w tej chwili? Awrumie Lajb, pomódlmy
się. Módl się razem ze mną.
– Nie będę się modlić.
– Awrumie Lajb, nie widzisz, że to cud? Och, ty gojowska duszo.
– Nie będę się modlić, a ty rób sobie, co chcesz.
Nie wiem, dlaczego prośba o wspólną modlitwę tak mnie denerwuje. Może
dlatego, że mam przykre doświadczenia z tymi jej cudami. Po każdym cudzie
to naprawdę cud, że przeżyliśmy. Cuda mnie nie opuszczają. Twarz mojej
mamy wygląda na zagniewaną. Wkrótce na pewno zacznie mnie obwiniać
za wszystkie swoje kłopoty.
Ratuje mnie Bejle. Już na schodach słychać jej głos. I słyszę też kilku innych
Żydów. Mama zapomniała o mojej odmowie wspólnej modlitwy i podekscy-
towana otwiera drzwi. Nawet ja trochę zmiękłem na widok pączków. Bejle
niesie dużą miskę pączków, w rękach Biny tkwi garnek z zupą. Nagle na stole,
w lampce chanukowej zapala się mała czerwona świeczka. Reb Mordechaj
wypowiada błogosławieństwo. Wszyscy odpowiadamy długim, dźwięcznym
„amen”. Z Bejle i Mordechajem przybyła też Dwojra Rejzel, właścicielka
sklepu spożywczego na rogu ulicy. Pączki są gorące i brązowe, biały cukier
puder obsypał je jak śnieg. Myślałem, że zjem ich mnóstwo po trzech chu-
dych dniach, ale po jednym pączku byłem już syty. Tak samo z pachnącym
rosołem, w którym pływały tłuste oka wielkości oczu Biny. Ona też ma jasne,
załzawione oczy i jest bardzo podobna do swojej matki. Jeśli dodacie jej kilka
zmarszczek i zmienicie fryzurę, a z Bejle usuniecie parę zmarszczek, to nie
zdołacie ich odróżnić. Obydwie trudno mi znieść. Pomiędzy Biną i jej matką
toczy się wyścig – która zdąży nagadać więcej w ciągu jednej minuty i z jaką
prędkością. W porównaniu z nimi reb Izrael Wajner, który też nie jest wiel-
kim milczkiem, wydaje się dosłownie niemową. Zanim zdołał wypowiedzieć
jedno słowo, Bejle już skończyła opowiadać historię swojego życia z mężem.
– …i jak jego błogosławiona pamięć jest czczona przez ubogich. Odszedł,
odszedł, biedactwo moje – wzdycha Bejle. – Niech odpoczywa w raju.
Pozostali też próbują powiedzieć coś o swoim życiu. W końcu wszyscy
gadają jednocześnie. Głosy wznoszą się i opadają, przypominając mi gdakanie
kur. Izrael Wajner opowiedział o cudzie, który przydarzył mu się, gdy był żoł-
nierzem w rosyjskim wojsku, jak się pomodlił i dzięki temu pozostał przy życiu.
Bina usiadła koło mnie i gapi się na mnie cielęcym wzrokiem. Bejle szepcze
coś do mamy, wskazując na duży garnek, widocznie dając do zrozumienia, że
330 zostało jeszcze dużo jedzenia, więc niech zachowa je na później, albo obiecuje