Page 331 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ulica Dolna.
P. 331

Trudno mi zrozumieć treść rozmowy Bejle z mamą. Do moich uszu
             dochodzą pojedyncze słowa, takie jak Chanuka, świece, radość, światło,
             dosłownie rozpływające się w ustach. Zdania wypowiadane przez Bejle stają
             się coraz bardziej realne.
                – Widzi pani, pani Aksztajn, jesteśmy sąsiadkami. Znałyśmy pana Nachu-
             ma i dowiedziałyśmy się, że wróciliście. Ale przez trzy dni nie widziałyśmy
             tu światła, więc pomyślałyśmy, że uchowaj Boże, coś wam się stało, dlatego
             przyszłyśmy. Przecież jesteśmy Żydami, odpowiadamy jeden za drugiego.
             Przyniosłyśmy świece, dziś trzeba zapalić pierwszą.
                Mam ochotę powiedzieć, żeby się udławiła swoją Chanuką. Ale powstrzy-
             muję się na widok twarzy mojej mamy. Płacze ze wzruszenia. Coś w niej
             stopniało. Policzki się zarumieniły, oczy błyszczą. Ręka Bejle głaszcze ją po
             plecach. Gdybym był młodszy, na pewno kazałbym jej iść w diabły i dać
             mamie spokój, ale w moim wieku już nie wypada.
                – Awrumie Lajb, poznaj Bejle, jest naszą sąsiadką.
                Uśmiecham się, dziękuję, chociaż nie wiem za co, ale tak się robi wśród
             dorosłych.
                Bejle od razu czuje się jak u siebie. Gawędzi z mamą o tajemnicach życia,
             o Bogu, a zwłaszcza o micwach.
                – Rozumie pani, pani Aksztajn, ostatecznie jesteśmy tylko narzędziami
             w rękach Stwórcy. I Bóg przysłał mnie do was.
                W trakcie rozmowy mama przechodzi na rosyjski, chyba po to, żebym ja
             nie rozumiał. Od czasu do czasu wymykają im się zdania w jidysz: Bóg dał,
             Bóg zabrał, wszystko jest od Boga. Nie jest dla mnie jasne, co dał i co zabrał.
             Nie wiem, na czym stanęła ta rozmowa.
                Bejle i jej córka wychodzą, obiecując, że niedługo wrócą z pączkami. Rap-
             tem nie poznaję swojej mamy. Odwraca oczy do góry i modli się z nabożną
             żarliwością.
                – Widzisz, Awrumie Lajb, jaki cud się nam przydarzył. Nigdy o tym nie
             zapomnij, abyś pewnego dnia mógł opowiedzieć, że byłeś świadkiem cudu.
             Przez trzy dni modliłam się do mojego ojca, błogosławionej pamięci, który
             był sprawiedliwym: „Pomóż nam, ojcze. Spraw, żeby Bóg nas wybawił”. Przez
             cały ten czas miałam wrażenie, że moi rodzice są ze mną w pokoju. Naprawdę
             czułam ich obecność. Co więcej, powiedziałam ojcu: „Zgrzeszyłam, w końcu
             jestem tylko człowiekiem”. Nawet to, co zrobiłam z tamtym gojem, zrobiłam
             dla ciebie, Awrumie Lajb, bo inaczej pomarlibyśmy z zimna. No cóż, moja
             wina. Ale co jest winien Awrum Lajb? I w tym momencie zjawiła się Bejle.   329
   326   327   328   329   330   331   332   333   334   335   336