Page 335 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ulica Dolna.
P. 335
i mama wróciłaby do pracy, a ja może mógłbym pójść do szkoły. I żylibyśmy jak
wszyscy. Czuję nosem knowania szatana. Gdzie on wynajduje te pijawki? Kiedyś
widziałem, jak golibroda Lifszyc przystawiał pijawki jednemu grubasowi. Zdaje
się, że to był Szapiro, handlarz suknem. Zawołałem nawet jakieś inne dziecko,
żeby mu pokazać i wyjaśnić:
– Widzisz, on wysysa krew z nas, a pijawki wysysają z niego.
Ukryłem się za zasłoną przy wejściu do zakładu fryzjerskiego. Trochę
mnie przerażało oglądanie pijawek pęczniejących do takich rozmiarów. Nie
rozumiałem, dlaczego Lifszyc to robi. Dopóki ktoś mi tego nie wyjaśnił,
zdaje się, że Godel:
– To się zdarza osobom, które mają nadmiar krwi. – I zaraz dorzucił, że
ten nadmiar bierze się z naszej krwi.
Tak mi wygląda Bejle. Nie odpuszcza. Przyssała się do nas i już. Póź-
nym wieczorem, kiedy zostaliśmy sami, próbowałem wypytać mamę, cze-
mu nie zostawi nas samych. Głos mamy był słaby, jakby dobiegał z daleka,
dźwięk też był inny, nienależący do niej. Mam ochotę wyrwać ją ze złego
snu.
– Awrumie Lajb, są chwile, kiedy człowiek się poddaje. Nie wie, co robić,
i żadna ludzka istota nie może mu pomóc, wtedy zwracamy się do Boga.
– O tym ciągle rozmawiacie, ty i Bejle?
– Tak. Opowiedziała mi, że po śmierci męża była w podobnej sytuacji jak
ja i wtedy też zjawiła się sąsiadka, której przedtem prawie nie znała, i doradziła
jej, żeby udać się do Rebego. Tak właśnie zrobiła. Rebe, do którego pojechała,
to wielki sprawiedliwy. Po podróży wszystko się u niej odmieniło. Ustąpiło
osłabienie, raptem znalazło się źródło utrzymania, zamierza nawet wyjść za
mąż za religijnego Żyda. Podczas wizyty u Rebego przyrzekła, że gdy szczęście
się do niej uśmiechnie, będzie pomagać innym w kłopotach. Takie złożyła
ślubowanie. Awrumie Lajb, to święta kobieta. Co może się stać? Być może
z nami będzie tak samo. Ona da nam pieniądze na podróż. Pobędziemy tam
dzień czy dwa, żeby wręczyć Rebemu małą karteczkę, takie kwitłech, a potem
wszystko się ułoży.
– Więc może mu to kwitłech wyślemy?
– Nie da rady. Bejle mi mówiła, że sam dotyk cadyka, kiedy odbierał od
niej kwitłech, wywołał u niej drżenie, jakby dotknął jej sam aron ha-kodesz .
70
70 Aron ha-kodesz (hebr.) – święta skrzynia, w której przechowuje się w synagodze zwoje Tory. 333