Page 334 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ulica Dolna.
P. 334

miętam, kto powiedział, że każdy Żyd rodzi się zmęczony. Kto by to nie był,
           jest mędrcem. Nie mam też czym się zająć. Gdybym mógł chociaż poczytać,
           miałbym z tego wielką pociechę. Mógłbym uciec do wewnątrz, w siebie. Fakt,
           że zaczynam wymyślać sobie historie. Leżąc na łóżku z zamkniętymi oczami,
           odpływam w dalekie kraje. Zazwyczaj wkradam się na statki. Schodzę do
           wnętrza statku. Tam spotykam innego chłopca w podobnej sytuacji. Chłopiec
           opowiada, że piraci porwali jego siostrę, a on próbuje ją uratować. Jego siostra
           jest przepiękna. Z pewnością wygląda jak Bronka albo Esterka. Chłopiec przy-
           rzeka, że jeśli pomogę w jej uwolnieniu, będę mógł się z nią ożenić. W nocy
           wysiadamy ze statku. Po drodze kradniemy marynarzom broń. Chłopiec jest
           uzbrojony w pistolet, ja w długi, ostry miecz. Kwatera rozbójników znajduje
           się w środku gęstego lasu, gdzie roi się od drapieżnych zwierząt, węży, lwów
           i szakali. Chłopiec znienacka się rozchorowuje. Oczywiście nie zostawiam
           go samego. Nagle mam skądś siłę, o jaką nigdy się nie podejrzewałem. Na
           koniec, pośrodku leśnej polany, widzimy bandę rozbójników siedzących wokół
           ogniska, wszyscy zalani w pestkę, wszyscy mają opaskę na oku, z pasa zwisają
           im długie noże. Po prawej widać chatkę, w której uwięziona jest jego siostra.
           Podchodzimy ukradkiem. Widzę ją przez okno. Nie myliłem się, jest bardzo
           podobna do Esterki. Daję jej znak, żeby była cicho, wieczorem przyjdziemy ją
           uwolnić. I rzeczywiście nocą skradamy się, pokonujemy strażnika, uwalniamy
           ją, wchodzimy na statek rozbójników i dopływamy do portu, gdzie czeka na
           nas wiwatujący tłum. Wszyscy są pełni podziwu. Zewsząd słychać okrzyki
           „Awrum Lajb, Awrum Lajb!”.
             Niech szlag trafi Bejle, zawsze umie się wtrącić. Akurat w chwili, gdy dziew-
           czyna zamierza mnie pocałować, gorącymi uściskami dziękując mi za ocalenie,
           staje przede mną Bejle z uśmiechem od ucha do ucha. Zawsze jestem czujny, gdy
           ktoś z dorosłych się do mnie uśmiecha, bo zazwyczaj mają miny poważne lub
           wściekłe. Jej uśmiech wzbudza więc we mnie podejrzenia. Co teraz wymyśli,
           żeby nas ratować, to znaczy mnie i mamę? Na mamie nie można już polegać.
           Jest całkowicie pod wpływem Bejle. Ciągle do siebie szepczą, czasem zerkając
           na mnie. Niekiedy z litością, ale zazwyczaj z mnóstwem znaków zapytania.
           Moja mama tylko zgodnie kiwa głową. Bejle nieustannie próbuje ją do czegoś
           namówić. Mama wciąż się opiera. Ale opór z dnia na dzień słabnie. Ostatnio
           mam wrażenie, że coś tam między sobą uzgodniły. Chętnie wyszedłbym
           z domu, żeby ich obu nie słyszeć. Coś mi mówi, że z tych wizyt nic dobrego
           nie wyniknie. Tak jak z wizyt Pesi. Ona też nie odstępowała mamy na krok. Po
    332    prostu nie dają nam spokojnie żyć. Moim zdaniem pokonalibyśmy zmęczenie
   329   330   331   332   333   334   335   336   337   338   339