Page 333 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ulica Dolna.
P. 333

przynieść więcej pączków, widząc opustoszały talerz. Na dworze wciąż sypie
             śnieg. Wszyscy cisną się wokół piecyka. Smutno mi i zimno w środku, jakby
             i we mnie padał śnieg. Nie daję sobie rady ze sobą. Ogarnia mnie obcość. Nie
             rozumiem, co się we mnie dzieje. Chciałbym być zupełnie inny. Nawet nie
             wiem w czym. Jestem sobą zmęczony.
                Bejle wpada do nas prawie codziennie. Dla mojej mamy to prawdziwy
             ratunek. Cały czas szepczą i rozmawiają. Przeważnie najciekawszym tematem
             są słowa sprawiedliwych i zadanie człowieka na ziemskim padole. Od czasu
             pojawienia się Bejle prawie nie mam kontaktu z mamą. Za to przymusowo mam
             kontakt z Bejle. Z powodu osłabienia mojego i mamy Bejle zarządza domem.
             Przychodzi wcześnie rano, budzi nas oboje. Mamę serdecznym „Dzień dobry”,
             mnie – „No wstawaj, leniuchu! Fuj, co za dzieciak, nie odmawia Dzięki Ci
             składam, nie sprząta domu, nie wyjdzie trochę na dwór, do kolegów”.
                Siedzimy z mamą na łóżkach. Mama jest jeszcze nieuczesana, nieumyta,
             twarz ma pomarszczoną jak ścierka. Jedno oko wciąż zamknięte, drugim
             spogląda na Bejle jak na anioła. Ja spoglądam na nią jak na padlinę. W duchu
             życzę jej, żeby złamała nogę albo po prostu zachorowała. Żeby nabawiła się
             grypy, cholery lub tyfusu. Ale niestety z każdym dniem wygląda zdrowiej.
             Dosłownie kwitnie. Nie na darmo mama uczyła mnie, że złorzeczenia nie
             mają adresu. Człowiek złorzeczy, a Bóg posyła jego życzenie pod taki adres,
             jaki mu się spodoba. Więc przestaję jej złorzeczyć. Bo jeszcze, nie daj Boże,
             nigdy nie umrze, a przynajmniej dopóki ja tu jestem. Aby się uwolnić od jej
             natręctwa, odmawiam Dzięki Ci składam, umyślnie przekręcając słowa. Na
             przykład czekam na zdanie „i mówiłem do nich”, by zamiast tego powiedzieć
             „i bimbałem na nich”. Nie wiem, skąd ona bierze do mnie cierpliwość. Nie-
             stety, wcale się nie denerwuje, tylko uznaje poprawianie moich przekręceń
             za swoje życiowe powołanie. I zazwyczaj ja pierwszy daję za wygraną. Żeby
             się jej pozbyć, wypowiadam zdanie poprawnie.
                Mama oddała w jej ręce całe zarządzanie naszym życiem. Nienawidzę poran-
             ków. Naprawdę przeraża mnie myśl o tym, że to wszystko się powtarza. Zaraz
             przyjdzie Bejle, zaraz mama oskarży mnie o niewdzięczność nie tylko wobec
             niej, ale i całego świata. I że w moim wieku mógłbym już zarabiać na życie, na
             przykład sprzedając bajgle, jak robi to wielu na naszej ulicy, albo wystawiając
             stoisko do czyszczenia butów, albo jako chłopiec na posyłki w jakimś sklepie.
             Nie wiem, co jej odpowiedzieć, więc jeszcze bardziej zamykam się w sobie.
                Nie wiem, jak jej wytłumaczyć, że jestem po prostu chory. Nie mam
             gorączki, nie straciłem apetytu, ale coś w środku się zmęczyło. Już nie pa-  331
   328   329   330   331   332   333   334   335   336   337   338