Page 330 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ulica Dolna.
P. 330

i starałem się uchylać od przyznawania się do tego, gdzie mieszkam. Dziś już
           mam to w nosie. Taki jestem i koniec kropka. Nie mam się czego wstydzić.
           Ani ulicy, ani tym bardziej ludzi, których poznałem. Przecież jeśli zna się ich
           od podszewki, nie sposób nie być z nich dumnym.
             Gorący piecyk starł z szyb białe kwiaty i liście. Teraz wszystkie postaci
           tłoczą się przy piecyku, koło czajnika. Mama też odwraca się w moją stronę,
           ale nadal siedzi z zamkniętymi oczami. Po jej twarzy błąka się nieśmiały,
           niemal dziecinny uśmiech. Mam wrażenie, że i ją przyszły odwiedzić postaci
           z przeszłości. Sądząc po uśmiechu, chyba jest teraz blisko nich. Aż tu nagle
           robi surową minę. Na pewno spotkała mojego ojca. Każda postać przywołuje
           inne wspomnienie. Są takie, z którymi muszę się śmiać, bo przypominają mi
           jakieś psikusy, i są takie, których ze wstydu staram się nie rozpoznawać. Ale
           co tu raptem robi ta nieznana postać, skąd się wzięła? Może to jedna z tych,
           które się zestarzały. Przecież wiadomo, że postaci starzeją się razem ze mną.
           Kiedy byłem bardzo młody, one były równie młode jak ja. Z wyjątkiem do-

           rosłych. Bo nie należeli do  mnie, tylko do otoczenia. Nieznana postać, w tej
           chwili stojąca obok mnie, przypomina mi Malkę. Ale o ile pamiętam, Malka
           miała siwe włosy i była o wiele wyższa. Obok niej stoi inna postać, młodsza
           i trochę do niej podobna. Czemu przyszły mi zawracać głowę? Tak mi było
           dobrze ze znajomymi. Ich piękno polega na tym, że są moi, obojętnie dokąd
           idę. Zawsze są ze mną. Dwie nieznane postaci nie dają mi spokoju.
             – Nazywam się Bejle, a to moja córka Bina – przedstawia się postać. Głos
           jej brzmi jak gwizdek. Naprawdę nieprzyjemnie słuchać.
             Nie odpowiadam. Może to ją odpędzi. Mam ochotę im wytłumaczyć,
           że nie brakuje mi towarzystwa, że świetnie się dogaduję ze znajomymi i dla
           innych nie mam miejsca.
             – Chłopcze, bujasz w obłokach. – Przerywa mi gwizdek.
             Nie odpowiadam. Postać zwraca się do mojej mamy.
             – Rozumiem, że pani jest panią Aksztajn.
             Co za ulga, jak fajnie, że dała mi spokój. Niech przeszkadza postaciom
           mamy.
             – Nazywam się Bejle, a to moja córka Bina – przedstawia się jeszcze raz.
             Z przyzwyczajenia mama odpowiada:
             – Bardzo mi miło. Usiądźcie, proszę – zaprasza uprzejmie.
             Wyczuwam radość w jej głosie, chętnie zamieni parę słów z inną żywą
           duszą. Kiedy rozlegają się te głosy, moje postaci znikają. Przed odejściem
    328    machają do mnie przyjaźnie rękami.
   325   326   327   328   329   330   331   332   333   334   335