Page 322 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ulica Dolna.
P. 322
długo siedzieliśmy w nadziei na złapanie jakiegoś wozu. Już nieważne dokąd,
byleby znaleźć dach nad głową. Nagle dały się słyszeć odgłosy nadjeżdżającego
wozu, sapanie konia i przekleństwa furmana. Klął po rosyjsku.
– Awrumie Lajb, spróbuję zatrzymać wóz, inaczej umrzemy z zimna.
– Mamo, myślę, że woźnica jest gojem.
– Może goj też ma ludzką duszę.
Nie musieliśmy zatrzymywać wozu. Koń przystanął koło nas.
– Dokąd to? – spytał furman po polsku z ciężkim rosyjskim akcentem.
W domu mojej mamy panował język rosyjski. Zawsze twierdziła, że jeśli już
masz spotkać goja, niech to będzie Rosjanin. Wóz był wyładowany sianem,
przykryty brezentowym dachem, jak u Cyganów. Goj miał malutkie oczy,
szeroki nos i ogromne wąsy. Nosił futrzaną czapę, która nadawała głowie
kanciasty kształt. Mama zaczęła z nim rozmawiać po rosyjsku, treści nie
rozumiałem, ale z gestów domyśliłem się, że wyjaśnia mu cel naszej podróży.
Woźnica wyjął spod kożucha butelkę wódki i podał mamie. Usiedliśmy
na wozie, dziwiłem się, że mama była w stanie tyle wypić. Jest prawdziwą
Rosjanką. Goj uśmiechnął się do niej z uznaniem. Potem on też zaczął pić.
Butelka przechodziła z rąk do rąk. Resztkę wmusili we mnie, ale ochrypły
głos mamy trochę mnie przestraszył.
– Pij, utrapienie ty moje.
Woźnica też mnie zachęcał.
– Eto wodka, charaszo, charaszo .
66
Czułem obrzydzenie do ich pijackich spojrzeń. Twarz mamy była zaru-
mieniona, oczy lśniły jak szkło. Wypiłem z dna butelki. Ciepło wróciło do
mojego ciała. Goj wyjął kolejną butelkę. On i mama pili dalej. Raptem za-
częli też śpiewać i się obłapiać. Jedna ręka goja zniknęła pod sukienką, druga
ocierała się między piersiami, a ręka mojej mamy zniknęła w spodniach goja.
Oboje o mnie zapomnieli. Tacy byli sobą zajęci. Nagle mama mnie zauważyła.
– Awrumie Lajb, zejdź z wozu, odwróć się plecami i nie patrz, utrapienie
ty moje.
Przez chwilę nie istniałem. Nigdy nie byłem tak samotny. Po prostu znik-
nąłem. Pozostał tylko wstyd, obrzydzenie, bezradność i jakiś krzyk bez słów.
Krzyk, który rozumiał tylko wiatr. Krzyk przypominający krakanie wrony
i skowyt bitego psa.
320 66 Eto wodka, charaszo, charaszo (ros.) – To wódka, dobrze, dobrze.