Page 319 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ulica Dolna.
P. 319

udzielić porady, zaczął strasznie się jąkać. Gdybyśmy mieli do końca wysłuchać,
             co jąkała próbował nam powiedzieć, z pewnością dotarlibyśmy do Ameryki,
             nie do Gdańska. Wariat w krótkich spodniach zaproponował nam i wszystkim
             Żydom wyjazd do Palestyny. To jedyne miejsce, gdzie nie spotyka się gojów
             i nie trzeba się ich bać. Ostatnie zdanie bardzo mi się spodobało. Chciałem
             go w związku z tym miejscem wypytać o wiele rzeczy, ale mama prędko
             mnie uciszyła, oświadczając, że każdy Żyd ma prawo zwariować i wyjechać,
             gdzie mu się żywnie podoba. Mama wytłumaczyła mi też, że tam jeździ się
             na wielbłądach i rozmawia w macewe luszn .
                                                   65
                Z wyjątkiem kilku spięć z gojami w trakcie podróży, wszystko poszło
             mniej więcej dobrze. Jakiś goj na nas splunął, inny rzucił w nas workiem
             zgniłych jabłek. Moim zdaniem w sprawie tego worka doszło do całkowitego
             nieporozumienia. Gdy ten goj wszedł i chciał usiąść na ławce, zapytał, czyj to
             worek. Zanim jąkający się chłopak mu odpowiedział, upłynęło dużo czasu,
             więc goj się zdenerwował i cisnął w nas workiem. Potem jakiś goj obrzucił
             nas skorupkami jajek, a inny pokazał nam przykładając palce do gardła, że
             należałoby nas zarżnąć. Doszło też do bardzo zabawnego wydarzenia. Jeden
             goj chciał nam dać porządnego kopniaka, ale za wysoko podniósł nogę, stracił
             równowagę, padł na plecy i omal sobie głowy nie roztrzaskał.
                Widoki mijane za oknem sprawiły, że zapomniałem o celu podróży. Co
             kilka minut zmieniał się krajobraz. Najciekawsze było to, że my jechaliśmy
             przed siebie, a krajobraz uciekał do tyłu, razem z krowami, krytymi strzechą
             chałupami, słupkami dymu z ognisk i machającymi rękoma dziećmi. Chętnie
             wysiadłbym i zjadł z nimi upieczonego w ognisku kartofla. Jaki to cudowny
             zapach. Ja też piekłem w ten sposób kartofle, kiedy ukrywałem się w skrzyni.
             Niekiedy kobiety w kwiecistych sukienkach rozprostowywały plecy, czekając
             z motyką w ręku, aż pociąg przejedzie. Jaki dziwny jest świat. One na pewno
             marzą, żeby być na moim miejscu i odjechać w dalekie strony, a ja zawsze marzę,
             żeby znikąd się nie ruszać. Żeby obudzić się rano i zobaczyć ten sam znajomy
             widok. Wiedzieć, że nic mnie nie wypędzi ani nie będzie ścigać. Przez całą
             podróż zastanawiałem się, jak wygląda mój ojciec. Co powie na mój widok?
             Czy podejść do niego i poprosić, żeby do nas wrócił? Zastanawiałem się, czy





             65   Macewe luszn (jid., dosł. język macewy) – język hebrajski. Przez kilkanaście stuleci hebrajski był
                językiem martwym, używanym w bardzo ograniczonym zakresie, m.in. do układania epitafiów
                nagrobnych, i dlatego kojarzono go z macewami.                     317
   314   315   316   317   318   319   320   321   322   323   324