Page 315 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ulica Dolna.
P. 315

ją znacie i mieszkacie blisko, to znak, że dostaliście karę z nieba, chociaż moja
             mama twierdzi, że Pesię zesłał Bóg. Osobiście nie miałbym nic przeciwko temu,
             żeby zabrał ją z powrotem do siebie. Nie chcę być niewdzięcznikiem, więc mimo
             wszystko dziękuję jej za opiekę nad nami, zwłaszcza za smakołyki, którymi
             mnie karmiła, ale gdybym mógł, zwróciłbym jej całe jedzenie i niechby dała
             mi święty spokój. Niestety to niemożliwe. Jej ciągłą obecność dałoby się jakoś
             znieść, gdyby była niemową. Gęba jej się po prostu nie zamyka ani na chwilę,
             jakby połknęła gramofon. Ta sprawiedliwa kobieta po prostu objęła nas swoim
             patronatem. Nie wiem, co tłumaczy mojej mamie, ale mam wrażenie, że nic
             dobrego z tego nie wyniknie. Pesia jest od czterech lat wdową. Nikt nie wie,
             na co umarł jej mąż. Po prostu któregoś dnia wróciła z targu do domu, a mąż
             spał jak dziecko. Kiedy próbowała go obudzić, zorientowała się, że nie żyje.
             Niektórzy mówią, że jej mąż jest na sto procent w raju po tym piekle, które
             z nią przeżywał. Na wszystkich jest zła. Każdego musi pouczać. Do każdej
             rzeczy musi się wtrącić. Ze wszystkich okolicznych dzieci, jak twierdzi, lubi
             tylko mnie, więc nieustannie się o mnie martwi i ciągle upomina:
                – Awrumie Lajb, nie chodź pochylony, bo jeszcze garba dostaniesz.
                I natychmiast ma tysiąc przykładów i opowieści o tym, jak bardzo ma
             rację. A brzmi to tak – opowiadam wam to, żebyście zrozumieli, co ja mam
             z tym darem niebios.
                – Czy znasz garbatego szamesa Szaula? Kiedy był młodym mężczyzną,
             mówiłam mu: „Chodź prosto”. Nie chciał mnie słuchać i co się z nim stało?
             Ma garb.
                Albo inna historia.
                – Awrumie Lajb, masz zawsze zagniewaną minę. Uśmiechnij się. W prze-
             ciwnym razie zapomnisz, jak się uśmiechać.
                I zaraz dorzuca historię jakiegoś łysego Efraima, który nie potrafi się uśmie-
             chać, bo jej nie posłuchał, i dlatego żona od niego odeszła. Zdecydowanie
             rozumiem Efraima. Chciałbym zobaczyć, jak ktoś się uśmiecha, mając Pesię
             za sąsiadkę. „Awrumie Lajb, nie chodź, Awrumie Lajb, nie siadaj”. A wszyst-
             ko dla mojego dobra. Teraz okazuje się, że to Pesia namówiła Nachuma, by
             wrócił do żony, i teraz są szczęśliwi. Moja mama twierdzi, że wprawdzie Pesia
             trochę za dużo gada, ale ma ciepłe żydowskie serce. Tylko dzięki niej mama
             pracuje w wytwórni macy, gdzie Pesia jest kierowniczką zmiany. Szefowa
             wytwórni macy nazywa się Dwojra Lea. Jest mała, chuda i cały czas zła. Gębę
             ma płaską, jak maca z dziurami. Szyję cienką jak kura. Mnie bardzo lubi, bo
             przypominam jej syna, gdy był mały.                                   313
   310   311   312   313   314   315   316   317   318   319   320