Page 311 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ulica Dolna.
P. 311

także framuga i kawałek ściany. Kiedy kurz nieco opadł, na środku pokoju
             zobaczyliśmy dwoje dzieci. Chłopiec mniej więcej w moim wieku, ale bardzo
             chudy. Obok stała chyba jego siostra, bo byli do siebie podobni. Oboje mieli
             na sobie długie, sięgające stóp płaszczyki.
                Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wyrosła za nimi gruba kobieta,
             też w długim płaszczu, z lisim futrem wokół szyi. Kobieta była bardzo blada.
             Szerokie usta miała umalowane czerwoną szminką. Oczy wąskie jak szpara
             w drzwiach. Nad szparkami oczu tańczyły loki, na nich tkwił dziwaczny
             kapelusz z piórkiem. Wbiła w nas wzrok jak drapieżne zwierzę. Dwie uszmin-
             kowane kreski wydawały nieludzkie dźwięki, przypominające syk węża przed
             atakiem. Kobieta trzymała w ręku parasolkę. Nie minęła sekunda i parasolka
             wylądowała na głowie Nachuma. Z takim samym rozpędem parasolka spadła
             też na głowę mojej mamy.
                – No proszę, oto mój placuszek. Mój placuszek i jego dziwka – wrzasnęła
             szminka. – Nareszcie cię odnalazłam, skurwysynu, zdrajco, łajdaku, śmieciu.
             To są twoje dzieci.
                Długi płaszcz popchnął dwa małe płaszczyki do przodu.
                – Oto one, to są twoje dzieci.
                Małe płaszczyki wybuchnęły płaczem. Kilka sekund później Nachum
             wyglądał jak żołnierz z armii Judy Machabeusza . Waza do zupy na jego
                                                         61
             głowie zakrywała połowę twarzy, dosłownie jak hełm. Spod wazy dobiegały
             odgłosy kogoś, kto zagotował się tam w środku. U mojej mamy pod okiem
             zakwitła nagle czarna plama. Płaszcz nieustannie wrzeszczał i wywijał para-
             solką. Zdaje się, że byłem następny w kolejce do zaatakowania. Na szczęście
             mama złapała ją za rękę i walnęła w głowę butelką wina. Butelka nie pękła,
             ale czerwone wino wylało się na grubą kobietę, która wyglądała jak postać
             z filmu o Indianach. W rewanżu płaszcz ugryzł mamę w policzek. Nie pa-
             miętam dokładnie, w co ja ugryzłem płaszcz. Chyba w ucho, bo poczułem
             kolczyk między zębami. Dwa małe płaszczyki ugryzły mnie w nogę. Mama
             i kobieta w płaszczu zaczęły tarzać się pod stołem i wrzeszczeć między pieroż-
             kami a rozciapkanym cymesem. Ja walczyłem z dziećmi, które chciały pomóc
             swojej matce w okładaniu mojej. Jedno z nich zarobiło kopniaka i krzyknęło:





             61   Juda Machabeusz – przywódca powstania żydowskiego w II w. p.n.e. odbił z rąk obcych wład-
                ców Jerozolimę i ponownie zaprowadził kult jedynego Boga w Świątyni. Wydarzenie to upa-
                miętnia corocznie obchodzone święto Chanuki.                       309
   306   307   308   309   310   311   312   313   314   315   316