Page 310 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ulica Dolna.
P. 310

była siostrą. Wiem, że pod grubą skorupą brutalności skrywała się delikatna
           i wrażliwa Halina. Ale jak mam to wyjaśnić ludziom, którzy nigdy nie byli
           w sierocińcu ani w podobnym miejscu, że dzieci są zmuszone walczyć o prze-
           trwanie i o własny kąt. Strasznie łatwo oceniać Halinę po jej zachowaniu. Ale
           ja głęboko ją rozumiem. W takich miejscach albo zachowasz swoją osobowość,
           albo rozgniotą cię na bezbarwną i bezkształtną papkę. Szarą, rozpaćkaną papkę.
           Gdyby to zależało ode mnie, każda opiekunka w tych placówkach musiałaby
           najpierw być ich wychowanką, a potem opiekunką. Mam zamiar odwiedzić
           ją przy pierwszej okazji, powiedzieć jej, że nie obchodzi mnie, co inni o niej
           myślą. Kocham ją. Może właśnie dlatego, że Nachum jej nienawidzi. A każdy,
           kogo on nienawidzi, jest moim przyjacielem.
             Później dowiedziałem się, że Nachum ofiarował synagodze sto świec za to,
           że cudem się uratował. Zostało jeszcze kilka paczek, które zamierzał ofiarowy-
           wać co tydzień, ale je ukradłem. Być może też je przekażę jakiejś synagodze,
           ale po to, żeby ktoś mu roztrzaskał łeb. Teraz Nachum może sobie kwękać
           do woli. Każdy, kto wchodzi do domu, myśli, że u nas jest szpital, sądząc po
           jego stękaniu. Z opowieści mojej mamy wynika, że kłopoty zawsze chodzą
           stadami, nigdy w pojedynkę. To powiedzenie w pełni się sprawdziło.
             Było to w piątek wieczorem. Nachum siedział za stołem, już zdrowy, ale
           nadal trochę blady i kulejący. Nasze stosunki nieco się poprawiły, to znaczy
           trzymamy się od siebie z daleka. Nigdy go nie polubię. Dla mnie pozostanie,
           jak go określiła Halina, wypchanym zwierzęciem. Na lepsze zmieniły się też
           relacje z mamą, która obiecała mi, że Halina za jakiś czas do nas wróci. Trudno
           jej wierzyć. Jeśli będzie musiała wybierać między Nachumem i wszystkim, co
           się z nim wiąże, a Haliną, to na pewno wybierze jego.
             Na stole stały dwa srebrne lichtarze z zapalonymi świecami, które wcześniej
           pobłogosławiła mama. Obok nich garnek zupy z pierogami o niebiańskim
           zapachu, chałka z przypieczoną skórką, przy której trzeba być bohaterem,
           żeby jej nie nadgryźć, oraz butelka czerwonego wina. Na podłużnym pół-
           misku szabasowym ułożono faszerowane ryby, przyozdobione plasterkami
           marchewki, a w głębokiej salaterce – cymes. Dom pełen był zapachów sza-
           basowego wieczoru.
             W dużym, tapicerowanym fotelu siedział Nachum ubrany w szabasowy
           jedwabny chałat. Mama miała na sobie zieloną sukienkę ze złotymi guzikami.
           Nachum skończył się modlić. Wszyscy chwyciliśmy już widelce, żeby zacząć
           jeść ryby. Nagle z łoskotem otworzyły się drzwi. Przeraziliśmy się. Byliśmy
    308    pewni, że zaczął się pogrom. Wyłamane zostały nie tylko drzwi, runęła
   305   306   307   308   309   310   311   312   313   314   315