Page 30 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ulica Dolna.
P. 30
– Kopel, może nie róbmy tego? W końcu on był Żydem.
– Tak, zgadza się, ale potem przeszedł na chrześcijaństwo i nawet brał
udział w pogromach, tak mi tłumaczył ojciec.
Momentalnie zmieniłem nastawienie do niego. Żyd biorący udział w po-
gromach, żeby zabijać żydowskie dzieci? Skoro tak, niech ma, na co zasłużył.
– Jestem za – zgodziłem się z zapałem.
Wyłonił się problem, czy zrobić mu siusiaka obrzezanego, czy pozostawić
takiego jak u goja. Kopel zasugerował, że powinniśmy zachować obrzezanego,
ponieważ Jezus przeszedł na chrześcijaństwo później. Razem ulepiliśmy z gliny
wielkiego siusiaka i wetknęliśmy do środka patyk, żeby się nie zgiął. Ukryliśmy
go pod szmatką. Stamtąd przeciągnęliśmy długi sznurek, żeby móc ją odsłonić
we właściwym momencie. Schowaliśmy się za krzakami, skąd można było
obserwować cały teren i przyjrzeć się, jak zareagują Polacy.
Nie musieliśmy długo czekać: na ścieżce po prawej stronie pojawili się
goje. Najpierw zobaczyliśmy wzbijający się kurz, ale zaraz potem z tumanu
wynurzyła się grupka kobiet w szerokich sukniach. Szły boso, niosąc w rękach
małe koszyki. Jedna dźwigała na głowie ogromny kosz przykryty białym
płótnem. Wszystko poszło zgodnie z planem. Kiedy gojki uklękły i zaczęły
się żegnać, pociągnęliśmy za sznurek. Okrycie szmondaka Jezusa uniosło się
i sądząc po reakcji żegnających się kobiet, nasza misja zakończyła się sukcesem.
Gojki zaczęły biadolić: „O Jezu, o Jezu!”. Bardzo nas przeraziły ich krzyki,
więc rzuciliśmy się do ucieczki.
To był błąd, bo gojki zauważyły, że uciekamy. Gdybyśmy zaczekali, może
wszystko przeszłoby spokojnie. Kiedy podzieliłem się wątpliwościami z Ko-
plem, ten odpowiedział bez wahania:
– A co byś chciał, żeby nas tam złapali i na miejscu zakatrupili? Poza tym
nie pierwszy raz robię to gojom, niech sczeźnie ich imię i pamięć.
Wrzaski gojek słychać było coraz głośniej. Dochodziły do nas tylko słowa
„Żyd, Żyd!”.
Na szczęście przy wozie nikt nie zauważył naszej nieobecności. Oj-
ciec Kopla przyjrzał się synowi podejrzliwie, jakby chciał powiedzieć, że
pewnie znowu szuka gojowskich tyłków. Furman Gedalia zdążył napra-
wić postronki, co graniczyło z cudem, bo jak tylko ruszyliśmy, ze wzgó-
rza wypadła grupa gojów z kosami, wrzeszcząc: „Żyd, Żyd!”. Wszyscyśmy
zbledli. Kosy błyszczały w słońcu, pięści wygrażały, wrzaski były strasz-
ne. Goje byli już tak blisko, że widzieliśmy ich nienawistnie wykrzywio-
28 ne twarze. Niektórzy kupcy zaczęli się modlić z zamkniętymi oczami.