Page 29 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ulica Dolna.
P. 29

– Awrumie Lajb, musimy zemścić się na gojach – powiedział cicho. –
             Idziesz ze mną?
                – Co zrobimy? – zapytałem takim samym szeptem.
                – Chodź ze mną.
                Trochę się wahałem.
                – Jeśli została w tobie kropla żydowskiej krwi, chodź ze mną, a jeśli nie… –
             Kopel nie wiedział, co jeszcze dodać. Oczy błyszczały mu z nienawiści. – No
             idziesz ze mną czy tchórzysz?
                – Idę z tobą. – Bałem się wyjść na tchórza.
                Najpierw się podczołgaliśmy, tak jak Indianie na filmie czołgali się przed
             atakiem na białych. Kopel zachowywał się jak stuprocentowy Indianin. Co
             kilka kroków kładł się, przyciskał ucho do ziemi i nasłuchiwał, czy w pobliżu
             nie ma wroga. W zasięgu wzroku nie widać było żadnego.
                – Teraz prędko przebiegnę przez ścieżkę. I jeśli nikt nas nie śledzi, i wszystko
             jest w porządku, dam ci znak ręką, a wtedy pójdziesz za mną.
                Kopel wspiął się na wzgórze w pobliże krzyża i dał mi znak, żebym przy-
             szedł. Szybko pokonałem ścieżkę i siadłem obok niego.
                – Co chcesz zrobić tym gojom? Przecież są daleko, a poza tym są silniejsi.
             Mają kosy i strzelby.
                – Obrazili naszego Boga, więc my obrazimy ich Boga. Widzisz ten krzyż,
             na którym jest Jezus? To ich Bóg.
                – To nie jest ich Bóg. To syn Boga. Tak mi tłumaczyła ciotka Ester.
                – No to zemścimy się na jego rodzinie – odparł z oczami pełnymi
             nienawiści.
                Z krzyża patrzył na nas z góry syn Boga o obojętnej, zakurzonej twarzy.
             Cały był zrobiony z drewna. Chudość jego sylwetki nasunęła mi myśl, że za
             życia bynajmniej mu się nie przelewało. Daję słowo, był taki chudy, napraw-
             dę przerażająco, istny szkielet. Syn Boga był też golusieńki, aż do pasa. Od
             pasa do kolan zakrywał go skrawek czerwonego jedwabiu, na głowie miał
             cierniową koronę i krew mu spływała po całym ciele. Bardzo mi go było żal.
             Przypominał Malkele, tę, co umarła na gruźlicę. Ona też była taka chuda. Co
             Kopel zamierza zrobić, żeby jeszcze dorzucić mu kłopotów? Otóż zgodnie
             z planem zemsty, mieliśmy dorobić mu dużego siusiaka z gliny i ukryć go pod
             jedwabną szmatką. Potem trzeba przywiązać sznurek do szmatki, przecią-
             gnąć go przez ramię aż do wzgórza i tam się schować. Później, kiedy przybędą
             chłopi, żeby się przeżegnać, pociągnięciem sznurka uniesiemy szmatkę – żeby
             ich nastraszyć.                                                       27
   24   25   26   27   28   29   30   31   32   33   34