Page 26 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ulica Dolna.
P. 26

moich oczach. Trochę się rozgrzaliśmy. Furman Gedalia stał pod drzewem
           z siusiakiem w ręku i oddawał mocz. Kiedy skończył, potrząsnął siusiakiem
           jak lulawem , żeby mieć pewność, że nie pozostała ani kropla. Bardzo mnie
                     11
           to rozbawiło. Mój śmiech zdenerwował Gedalię.
             – Z czego się śmiejesz, szajgecu jeden?
             Nie umiałem mu wyjaśnić. Na wszelki wypadek odsunąłem się jak najdalej.
             – Nic dobrego z ciebie nie wyrośnie. Trzeba cię zawieźć razem z Koplem
           do jesziwy. Może tam zrobią z ciebie człowieka.
             W oddali widać było cienie chłopów niosących kosy. Razem z nimi szły
           też kobiety z koszami na głowach. Ci goje z kosami wyglądali tak, jakby wyszli
           prosto z wnętrzności ziemi. Stopniowo słońce zabarwiło mężczyzn na niebie-
           sko i zielono, a kobiety na czerwono i żółto. Chłopi zbliżali się. Twarze mieli
           opalone jak szabasowa chałka u piekarza Feldmana. Kobiety miały na głowach
           kwieciste chusty, a mężczyźni kapelusze z szerokim rondem. Większość z nich
           szła boso. Gdy nas mijali, Gedalia pozdrowił ich. Chłopi pomachali do nas
           rękami. Na czele grupy sunęła szczupła kobieta. Wiatr bawił się jej lnianymi
           włosami. Bardzo im zazdrościłem. Wiedzą, dokąd idą i dokąd wrócą. Byli
           częścią tego krajobrazu, tej ziemi. Częścią tego słońca i nieba.
             – Spójrz, spójrz, jaki tyłek ma ta po lewej – szepnął do mnie Kopel.
             Zanim zdążył dokończyć zdanie, plasnęła go ręka jego ojca.
             – Szajgec, niedojda, tylko tyłki dziewuch ma we łbie.
             Sądząc po spojrzeniu innych mężczyzn, oni też powinni dostać parę
           klapsów. Oczy im błyszczały jak psu przed sklepem rzeźnika.
             – Nu, teraz rozumiecie mojego syna? Nu, widzieliście? Gdyby został
           w Łodzi, co by z niego wyrosło?
             Polacy przeszli koło nas tak blisko, że czuliśmy zapach ich potu. Szczupła
           Polka bardzo przypominała mi Esterkę. Wszyscy oni sunęli jak jeden mąż,
           takim zwierzęcym chodem, jakby poszli na polowanie i w każdej chwili szy-
           kowali się do skoku. Boże, chętnie bym się do nich przyłączył. Nie mogłem
           się uwolnić od zazdrości. Reb Icchok widocznie czytał w moich myślach.
             – Awrumie Lajb, ja też chętnie bym do nich dołączył – powiedział cicho.
           – Jak Bóg da, może ja, może ty, a może wszyscy będziemy kiedyś żąć pszenicę
           w naszym własnym kraju.




           11   Bukiet złożony z gałązek palmy, wierzby i mirtu, którym zgodnie z rytuałem potrząsa się pod-
     24      czas obchodów żydowskiego święta Sukot.
   21   22   23   24   25   26   27   28   29   30   31